Choć Makarov nadal nie zniósł kary
nałożonej na Laxusa i nie pozwalał mu ponownie dołączyć do
gildii, członkowie Fairy Tail wciąż próbowali przekonać go, by
odpuścił. Dawno już wybaczyli wnukowi mistrza jego postępek i co
najważniejsze, wiedzieli, że zmienił się, żałował swoich
niecnych czynów i teraz bardzo zależało mu na przyjaciołach.
Starzec zawziął się jednak i nie dawał za wygraną.
Jedną z osób, które w największym
stopniu pragnęły powrotu Laxusa, był Freed. To on najbardziej
cierpiał, gdy Dreyar został wyrzucony, choć początkowo starał
się trzymać emocje na wodzy. Z czasem jednak nie potrafił już
ukrywać swojego smutku. Usiłował żyć dalej i zapomnieć o swojej
tęsknocie, ale wszyscy w gildii widzieli jak chodzi z przygnębioną
miną i nic go nie cieszy. Próbowali mu jakoś pomóc, pocieszyć
go, ale nic to nie dawało. Choć był raczej cichą i zamkniętą w
sobie osobą, było widać że cierpi i nie mogli na to już patrzeć.
Freed był zakochany w Laxusie, co wyszło na jaw na krótko po tym,
kiedy tamten odszedł. W dodatku Dreyar jakby zapadł się pod
ziemię. Nikt nie miał pojęcia gdzie przebywa. Nie docierały do
nich nawet żadne plotki na jego temat, więc nie wiedzieli gdzie go
szukać.
Wszystko zmieniło się pewnego
poranka, kiedy to Cana wpadła do gildii ciesząc się nie wiadomo z
czego. Było wcześnie, dlatego wewnątrz oprócz niej znajdowała
się tylko Mirajane, która pomagała właśnie Kinanie polerować
szklanki, a także Jet. Ten ostatni siedział zaspany przy jednym ze
stolików i czekał na resztę swojej drużyny.
Oczy wszystkich zwróciły się w
stronę Cany, kiedy ta powitała ich głośnym „Hej, hej!” i
przysiadła się do Jeta. Zobaczenie tej dziewczyny na nogach o tak
wczesnej porze było niecodziennym widokiem.
– Jet, co tu robisz tak wcześnie
rano? – zapytała jak gdyby nigdy nic i wypiła łyk piwa z kufla,
który w mgnieniu oka zdążyła sobie zorganizować.
– Powinienem się ciebie zapytać o
to samo – odparł zdziwiony mężczyzna. – Levy powiedziała, że
mamy się tu wszyscy spotkać o wschodzi słońca i iść na misję,
ale coś się spóźnia – dodał nieco niezadowolony i podparł
ręką ociężałą głowę.
– Wystawiła cię, hyhyhy –
drażniła się, dodatkowo pokazując na niego palcem, na co Jet
tylko westchnął zrezygnowany.
Cana wypiła zawartość kufla do dna
i energicznie otarła usta dłonią. Na jej twarzy gościł ogromny
uśmiech, co zwróciło uwagę Macao, który właśnie wszedł do
gildii. Przywitał się ze wszystkim, po czym zagadnął do
dziewczyny:
– Co ty dzisiaj taka wesoła, Cana?
Znalazłaś sobie wreszcie chłopaka?
– No co ty – prychnęła – mój
chłopak jest tu ze mną od dawna – zaśmiała się i poklepała
czule beczkę z alkoholem stojącą obok.
Wszyscy tylko spojrzeli na nią z
uśmiechem nie komentując tego.
– O, właśnie! – wypaliła nagle. –
Przypomniało mi się, że miałam wam coś powiedzieć!
– Co takiego? – zainteresował się
Jet.
– Nie zgadniecie kogo wczoraj
spotkałam... – zrobiła pauzę, by skupić na sobie uwagę
wszystkich. – Laxusa! We własnej osobie!
– Jak to? – tym razem do rozmowy
włączyła się Mira. – Przecież Laxus opuścił Magnolię. Czyżby
wrócił
– Nie chciał powiedzieć mi zbyt
wiele. Próbowałam go zagadać, ale wyglądał jakby się speszył
i chciał jak najszybciej mnie spławić. Zamienił ze mną tylko
kilka słów a potem, gdy nie odpuszczałam, kazał mi spadać, bo
podobno był zajęty. Wkurzyłam się trochę i odeszłam. Chociaż
zauważyłam, że ucieszył się na mój widok. Jestem tego pewna!
– No dobrze, ale co ci powiedział?
– Hmm... – Cana zastanowiła się
przez moment. – Mówił coś o tym, że zatrzymał się na jakiś
czas w okolicy. I że musi coś załatwić. Podobno coś ważnego...
No nie wiem! Nie chciał mi więcej powiedzieć! – Zdenerwowana
dziewczyna uderzyła pięścią o stół, ale po chwili uspokoiła
się i dobry humor jej powrócił.
– To ciekawe. Może zaprosimy go
tutaj do gildii, żeby zobaczył się ze wszystkimi?
– Tylko co na to Makarov... –
zastanawiał się Jet.
– Hola, hola! – zawołała Cana. –
Tak mi teraz coś przyszło do głowy. Myślicie, że powinniśmy
powiedzieć o tym Freedowi?
– Na chwilę zapanowała cisza. Nikt nie
wiedział co powiedzieć. To mógł być problem, bo nie potrafili
przewidzieć jak ich przyjaciel zareaguje na taką wiadomość. W
końcu odezwała się Mira.
– Boje się, że może sobie narobić
nadziei. W końcu nie wiemy co Lexus o nim myśli. Freed tyle
wycierpiał i nie chciałabym, żeby załamał się jeszcze
bardziej, gdyby... – Nagle zamilkła. Zawahała się, po czym
kontynuowała – ale myślę, że nie możemy tego przed nim
ukrywać. To by było nie fair.
Wszyscy w duchu przyznali jej rację.
– To może nie mówmy mu tego od
razu. Poczekajmy aż wiadomość sama do niego dotrze – zdecydował
Macao.
– To na pewno nie potrwa długo.
Założę się, że do południa już wszyscy będą o tym gadać. –
Cana by to wiedzieć, nie musiała nawet używać swojego
jasnowidzenia.
Freed poprzedniego dnia wrócił z
misji późnym wieczorem i był tak wyczerpany, że od razu położył
się spać. To wszystko przez Evergreen, myślał. Mogłaby
chociaż raz w życiu założyć normalne, wygodne buty i przestać
użalać się nad sobą. A tak? Ciągle biadoliła tylko, że ja bolą
stopy, że już dalej nie pójdzie... Przez jej narzekania wrodzy
zauważyli ich w nieodpowiednim momencie i musieli walczyć ze
wszystkimi naraz. Co za nieodpowiedzialna baba!
Obudził się późno, bo było już
koło jedenastej. Ciągle był wściekły na Ever za wczorajszą
wpadkę na misji. Dobrze, że przynajmniej pokonali ich i dostali
swoją zapłatę. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie chciał jej
widzieć przynajmniej do czasu, kiedy złość mu nie przejdzie.
Jeśli pójdę do gildii, ona
pewnie tam będzie, zastanawiał się. Trudno. Najwyżej
kulturalnie zignoruję ją.
Gdy wchodził do budynku należącego
do Fairy Tail, już od progu zauważył, że coś było na rzeczy.
Wszyscy byli jacyś tacy podekscytowani... Nie, żeby wcześniej tak
się nie zachowywali. Ale tego dnia uderzyło go to szczególnie.
Normą były tutaj głośne rozmowy,
krzyki i ogólny hałas, a nawet bójki pomiędzy rywalami. Tym razem
nie było inaczej i choć atmosfera na pierwszy rzut oka wydawała
się być taka sama jak zawsze, coś nie dawało mu spokoju. Miał
wrażenie, że niektórzy zerkali na niego ukradkowo i szeptali do
siebie. Czuł, że było to coś na jego temat. Czyżby obgadywali
go? A może po prostu jego sława go wyprzedzała? To było możliwe.
Wiele osób go podziwiało i zdawał sobie z tego sprawę. Choć
zazwyczaj wolał być w cieniu.
Postanowił nie zwracać na to więcej
uwagi, choć nieprzyjemne uczucie niepokoju nie odstępowało go na
krok. Pośród kilku osób stojących przy tablicy z wywieszonymi
misjami zauważył Bickslowa. Widać jego przyjaciel nie zamierzał
spocząć na laurach i już szukał dla nich kolejnej misji. Freed
podszedł do niego i przywitał się krótkim „Cześć”. Bickslow
odwrócił się, gdy usłyszał znajomy głos. Spojrzał na niego i
choć nie mógł zobaczyć jego oczu, zauważył, że tamten
przygląda się mu z nieco zmieszaną miną. Co więcej, odniósł
wrażenie, że Bick był dziwnie milczący, co zdarzało się tylko,
gdy próbował coś przed nim ukryć.
Coś było zdecydowanie nie tak i
Freed miał w stosunku do tego złe przeczucia.
– Co się stało? – zapytał
wreszcie, kiedy tamten najwyraźniej nie miał zamiaru powiedzieć
co jest grane.
– Yyy... – Bick wiedział, że nikt
z gildii nie odważy się zdradzić Freedowi dzisiejszej dobrej
nowiny. Był też przekonany, że oczekują od niego, że on to
zrobi i wcale nie było mu z tym wesoło. Czu się jednak w
obowiązku wobec przyjaciela i wiedział, że najlepiej będzie,
jeśli dowie się o tym od niego. Tylko to nie było takie proste!
– Bick? W porządku? – zapytał, po
czym dodał mrożącym krew w żyłach głosem. – Gadaj!
– Dobra, powiem – głośno
przełknął ślinę i rozejrzał się wokół. Zauważył, że
wszyscy na nich zerkają. – Ale może wyjdźmy na zewnątrz?
– O nie, nie wymigasz się. Gadaj co
wiesz, tu i teraz! - Głos Freeda brzmiał teraz jak głos wkurzonej
Erzy i nikt nie odważyłby się mu sprzeciwić.
– Lexus jest podobno w Magnolii –
powiedział cicho i ostrożnie. Jego przyjaciel jednak usłyszał
wszystko doskonale.
– To prawda? - zapytał Freed
unosząc brwi. Bickslow myślał, że tamten zacznie krzyczeć z
radości albo wściekać się, lub może nawet wybuchnie płaczem
albo wyrzuci z siebie solidną wiązankę przekleństw. Nic takiego
się jednak nie wydarzyło. Zdziwił się i to strasznie. Spodziewał
się jakiejś emocjonalnej reakcji, a tu nic. Na twarzy Freeda
malowała się jedynie ogromna powaga, ale był spokojny i opanowany
jak zawsze.
– Tak. Cana spotkała go podobno
wczoraj wieczorem, gdy wracała do domu. Rozmawiała z nim chwilę,
ale śpieszył się czy coś takiego i nie zdążyła dowiedzieć
się niczego więcej niż to, że zatrzymał się na jakiś czas w
okolicy.
– Freed milczał przez chwilę jakby się
nad czymś zastanawiał.
– Rozumiem – powiedział w końcu
spokojnie i zaraz zmienił temat. – Jest jakieś zlecenie dla nas?
Bick był zupełnie zbity z tropu. Nie
tego się spodziewał. Ale może to i lepiej? Może jego przyjaciel
wreszcie odpuścił? Nie, na pewno nie. To nie w jego stylu. Mimo
tego wolał zostawić to tak jak jest i dać mu czas na przemyślenie
sobie wszystkiego zanim zapyta go wprost co ma zamiar zrobić z tą
informacją.
– Przejrzałem wszystkie po kolei i
nie zauważyłem nic ciekawego. Za taką stawkę nie ma nawet sensu
ruszać dupy z gildii.
Porozmawiali jeszcze chwilę i
poprzeklinali Evergreen za wczorajsze popsucie im planu i dołożenie
im dodatkowej roboty. Zagadnęli też do Macao, który opowiadał
właśnie nowozasłyszane plotki o gangu grasującym w okolicy i
rabującym biednych farmerów. Po jakimś czasie Freed wyszedł z
gildii i jako że nie znaleźli żadnej opłacalnej misji, a nie miał
ochoty przebywać w tym hałasie, wrócił do domu.
Laxus jest w Magnolii. Te słowa
nie chciały wyjść mu z głowy. Wprost przeciwnie – wciąż
napierały ze zwiększającą się siłą. Krążyły w niej, robiły
fikołki i mąciły w całym jego umyśle.
To nie prawda, że nie przejął się,
gdy Bick przekazał mu najnowsze wieści. Na początku zamurowało go
i nie potrafił nic powiedzieć. Tak długo czekał na ten moment –
moment, w którym dowie się gdzie przebywa Laxus. Wcześniej szukał
go bardzo długo, ale zawsze bezskutecznie. Już tracił nadzieję,
że kiedykolwiek znowu go spotka, a tu coś takiego! Laxus w
Magnolii! Gdy po chwili uświadomił sobie co kryło się za tymi
słowami, poczuł się szczęśliwy. Już dawno nie zdarzyło mu się
czuć tak wielką radość i... lekkość na duszy. Jakby kamień
spadł mu z serca. Miał ochotę skakać i śmiać się jak oszalały,
ale czuł na sobie spojrzenia innych i nie chciał robić
zamieszania. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. I tak wiedział,
że jego przeczucie było słuszne i to o nim wszyscy szeptali od
rana.
– Co powinienem teraz zrobić? –
westchnął i rzucił się na łóżko.
Gdy o tym pomyślał, cała jego
radość prysła jak bańka mydlana. Co z tego, że Laxus był w
mieście? Wcześniej nie zastanawiał się co zrobi, gdy go znajdzie.
Liczył się sam fakt i nic więcej. Nie snuł żadnych planów. A
teraz, kiedy marzenie stało się rzeczywistością, co powinien
zrobić?
Pójść go szukać?
– I co ja mu powiem? – myślał na
głos, powątpiewając w ten pomysł.
Chciał wyznać mu swoje uczucia,
ale... bał się odrzucenia. Czuł, że wtedy zupełnie się załamie
i chyba prędzej użyje swoich run do popełnienia samobójstwa niż
będzie żył dalej pogrążony w rozpaczy, której wielkości nie
potrafił sobie nawet wyobrazić. Chociaż...
Zapomnieć o nim? Zignorować to, że
wreszcie był tak blisko i próbować ułożyć sobie życie bez
niego?
– Nie, nie dam rady. Zwłaszcza
teraz, gdy mam szansę. Nie mogę dłużej tego ciągnąć . Nie
wytrzymam tego znowu.
Po tych słowach, które nie wiedząc
czemu wypowiedział na głos, uświadomił sobie, że decyzję podjął
już na początku. Bo przecież nie było innej możliwości. Żadna
inna opcja nie wchodziła w grę. Nie mógł dać mu znowu odejść,
dopóki nie powie mu o tym, co czuje. To co przeżył odkąd Laxus
odszedł, nie mogło się znowu powtórzyć. Zdał sobie sprawę, że
jest tylko jeden wybór właściwy dla niego, którego nie będzie
żałował... a jeśli tak, to wtedy nie potrwa to długo.
Tylko gdzie do cholery mam szukać?
Freed właśnie stał przed swoim
domem i dopiero teraz zadał sobie to pytanie. Wiedział, że Laxus
jest w Magnolii, ale skąd miał wiedzieć gdzie go znajdzie? Może
na to nie wyglądało, ale ta mieścina była naprawdę duża.
Zwłaszcza, gdy szukało się kogoś i nie miało pojęcia od czego
zacząć.
Zatrzymał się w okolicy.
Przypomniał sobie słowa
Bickslowa i wcale go to nie pocieszyło. Znaczyły one mniej więcej
tyle, że obszar jego poszukiwań rozszerzył się z dużo na bardzo
dużo, bo dochodziły jeszcze okolice miasteczka.
Nie miał pomysłu.
Żadnego. Zupełna pustka. Dlatego, choć zwykle nim coś zrobi,
najpierw obmyśla plan, ruszył po prostu ulicą przed siebie. Starał
się przy tym wyglądać normalnie i nie sprawiać wrażenia osoby,
która zaraz zwariuje.
Krążył
ulicami Magnolii idąc powoli i obserwując uważnie mijanych ludzi.
Miał nadzieję, że wypatrzy go gdzieś w tłumie, choć zdawał
sobie sprawę z tego jak bardzo naiwne to było. Wstąpił do kilku
mnie lub bardziej podejrzanych barów i tawern, ale tam również go
nie znalazł. Popytał klientów tychże miejsc, jednak żaden z nich
nie zapamiętał kogoś takiego jak Laxus. Nie poddał się jeszcze.
Po knajpach przyszła kolej na hotele i punkty, gdzie mężczyzna
mógłby się zatrzymać na noc. To też jednak na niewiele się
zdało. Chociaż szukał we wszystkich możliwych miejscach, nigdzie
nie widziano ostatnio Laxusa.
Jego stare mieszkanie? Zajrzał
tam, ale tak jak myślał – mieszkał tam już ktoś inny, kto nie
widział go nigdy, tym bardziej ostatnio.
A
może to był tylko jakiś pijacki majak Cany? To przecież możliwe.
W końcu przesadziła z winem i miała jakieś pieprzone halucynacje.
Albo jej się to przyśniło, myślał.
Gdy zapadł wieczór te domysły wydały mu się brutalnie
prawdopodobne.
To
zabolało. Iskierka nadziei, jaka tliła się do tej pory nieśmiało
w jego sercu, jakby zgasła. Miał wrażenie, że wszystkie siły z
niego uciekają. Stracił chęci na wszystko i każda rzecz, każda
sprawa o której pomyślał, wydawała mu się mało ważna.
Bez sensu, pomyślał. Po
co to wszystko? Po co w ogóle zacząłem myśleć, że mógłbym go
nagle znaleźć? Dlaczego nie zostałem w domu, tylko uwierzyłem w
jakieś plotki? Chyba naprawdę zaczynam tracić rozum i zaczynam
brać bzdury na poważnie. Nie znalazłem go do tej pory, nie ma
szans, żebym znalazł go teraz.
Poddał
się. Nie miał zamiaru dalej włóczyć się po Magnolii, wiedząc,
że to bez sensu. Miał już dosyć i pragnął to zakończyć. Wróci
do domu, rzuci się na łóżko i zaśnie. A jutro obudzi się i
wszystko będzie tak jak dawniej. Spróbuje zapomnieć. Pewnie nic z
tego nie wyjdzie, ale spróbuje. Bo co mu pozostało? Znowu będzie
żył chodząc z Ever i Bickiem od misji do misji i jeśli nawet nie
zapomni, to przynajmniej nie będzie tyle o tym myślał.
Co ja gadam? Okłamuję samego
siebie.
Znajdował się
właśnie na obrzeżach miasta. Obrzeża te były mu dobrze znane i
gdy o tym pomyślał, przypomniało mu się pewne miejsce...
Postanowił. Nim
wróci do domu, pójdzie tam. Sam nie wiedział dlaczego tak go tam
ciągnęło, ale chciał tam pójść. Teraz. Natychmiast.
Nie tracąc czasu,
wyszedł z miasteczka. Szedł chwilę drogą, lecz zaraz skręcił w
lewo, w stronę łąki. Powoli zaczynało się robić ciemno, ale
znał tę trasę na pamięć. Kiedyś często tutaj przychodził, by
zrelaksować się i odpocząć.
Pierwszy raz był
tam z Laxusem sam na sam i gapili się w księżyc. Choć trwał
tylko chwilę, zapamiętał ten moment. Na polanę trafili w bardzo
błahych okolicznościach – ścigali uciekiniera, ale zgubili jego
trop. Zatrzymali się tam, gdy uświadomili sobie, że zwiał. Było
jasno jak na noc, dlatego spojrzeli w niebo. Księżyc w pełni
świecił z całą siłą. Obraz ich dwojga stojących w jego blasku
wyrył się w pamięci Freeda tak dokładnie, że mógłby opisać go
w każdym najdrobniejszym szczególe.
Dlaczego o tym
myślał? Przecież to sprawiało, że ból w jego sercu był jeszcze
dotkliwszy.
Udał się dawno
nie uczęszczaną dróżką przez las. Starał się omijać pajęczyny
i drobne gałązki, które nieprzyjemnie drażniły twarz. Maszerował
tak przez klika dobrych minut, aż wreszcie znalazł się na
upragnionej polanie.
Zmęczony
poszukiwaniami, a najbardziej własnymi rozmyśleniami, usiadł pod
jednym z drzew i oparł się plecami o pień. Było przyjemnie
ciepło, choć już prawie zapadła noc. Spojrzał w niebo i starał
się skupić tylko na nim. Wymazać wszystkie myśli. Niech
pozostanie tylko ono.
Zrobiło się już
ciemno i na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy,
przypominające drobniutkie, migoczące plamki. Freed odszukał
księżyc, jednak nie przypominał tego ze wspomnień. Ten miał
kształt cieniutkiego rogalika.
Freed pomyślał o
jedzeniu, ale wcale nie poczuł się głodny. Opuścił powieki,
które ciążyły mu niemiłosiernie i nie wiedząc nawet kiedy,
odpłynął w kojący sen.
Obudził się
nagle, kiedy coś spadło mu na głowę. Gdy spojrzał w dół,
okazało się, że to tylko szyszka. Wyrwany ze snu czuł się teraz
niespokojny i nerwowy. W dodatku na początku ogarnął go stan
dezorientacji – nie wiedział co robił tutaj, w lesie i dlaczego
nie spał w swoim łóżku. Kilka minut zajęło mu przypomnienie
sobie wszystkiego, a gdy wspomnienia wczorajszego dnia powróciły,
czuł się jeszcze gorzej. Choć tak naprawdę nie wiedział już co
czuł. Smutek, żal, rozpacz, tęsknota, zawód? Wszystkie te uczucia
zlewały się w jedno, ciążyły, przytłaczały i sprawiały, że
stracił chęć, by nawet podnieść się z zimnej ziemi.
Po kilku dłuższych
chwilach wziął się jednak w garść. Jakoś musiał wrócić do
siebie, choć wcale nie miał na to ochoty. Wstał, otrzepał ubrania
i z niesmakiem stwierdził, że są lekko wilgotne. Na szczęście
nie było tego widać. Chociaż pewnie nie zrobiłoby mu to teraz
żadnej różnicy.
Był wczesny
ranek. Słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu. Poczuł, że
przeszedł go lekki dreszcz, gdy chłodny wiatr omiótł jego ciało.
Wrócił
do Magnolii tą samą drogą, którą dotarł na polanę. Kiedy
wszedł do miasteczka, było nim pusto. Przeszedł parę kroków i
dopiero wtedy zobaczył w oknie jakąś starszą panią popijającą
gorący, bo mógł dostrzec parę unoszącą się nad nim, napój.
Widocznie większość ludzi spała jeszcze smacznie. W
swoich łóżkach, dopowiedział
sobie i nawet udało mu się minimalnie uśmiechnąć.
Pech chciał, że
jego dom znajdował się po drugiej stronie miasta. Fatalne
zrządzenie losu. Musiał więc przejść jeszcze kawałek nim tam
dotrze. Szedł, skręcając w kolejne uliczki raz za razem. O tej
porze miasto wydawało się niesłychanie senne i puste. Nigdy go
takim nie znał, zawsze widział je tętniące życiem, dlatego
zdumiał się, patrząc na nie, inne niż zwykle. Również powietrze
zdawało się pachnieć inaczej, przyjemniej.
Nawet pomimo
ponurych myśli i ogromnego przygnębienia, powoli zaczynał myśleć,
że może wszystko jakoś się ułoży. Będzie trudno, wiele czasu
minie zanim się pozbiera, ale powoli, gdy lata będą biegły jak
oszalałe, kiedyś na pewno będzie lepiej.
Skręcił
w następną, wąską uliczkę. Zdziwił się, gdyż zobaczył
człowieka w oddali. Nie rozpoznał go od razu. Dopiero gdy był
blisko, otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Parę metrów przed nim
stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o blond włosach. Freed
wstrzymał oddech, nie wierzył. Mężczyzna ten przytulał jakąś
nieznaną mu, lecz piękną kobietę. Wydawało się, że coś do
niej szepcze, ale Freed nie słyszał. Gdy mężczyzna odkleił się
od niej i mógł wreszcie zobaczyć jego twarz, zamarł na chwilę.
Znał go. Wiedział kto to. Aż za bardzo wiedział kim on jest. I
przytulał się do jakiejś kobiety! Jak on mógł! On go szukał,
martwił się, cierpiał, przeżywał prawdziwe męki. A ten był z
jakąś kobietą. Z samego rana, przed jej domem. Freed od razu zdał
sobie sprawę co oni mogli tam robić wcześniej. A teraz? Przytulali
się. To... to było za wiele.
– Laxus... –
powiedział z trudem.
Mężczyzna
odwrócił się i spojrzał w jego stronę. Zapewne go rozpoznał.
Uśmiechnął się do niego i coś powiedział, chyba jego imię...
Freed już nie słyszał. W głowie szumiało mu z nadmiaru emocji.
Dłonie zaczęły mu drżeć i zaraz poczuł dreszcze na całym
ciele. Jego wytrzeszczone oczy i mina, wyrażająca zaskoczenie, żal
i rozczarowanie sprawiła, że Laxus spoważniał. Zaraz potem w
oczach Freeda pojawiły się łzy. Nie mógł nad nimi zapanować i
już po chwili spłynęły mu na policzki. Laxus ruszył w jego
kierunku.
Koniec.
To już koniec. Wszystko się skończyło.
Freed odwrócił
się i zaczął biec. Myślał już tylko o jednym. Wiedział, co mu
pozostało. To co musiał zrobić, nie wymagało dużo wysiłku.
Biegł coraz
szybciej i szybciej. Łzy przysłaniały mu widok. Nie wiedział skąd
wzięło się w nim tyle siły, ale nie zastanawiał się nad tym.
Była tylko jedna rzecz. Jedna jedyna rzecz, która to wszystko
zakończy. Jedno miejsce, które pozwoli mu na to.
Miejsce, gdzie
jego przeznaczenie się wypełni.
Przed oczami znowu
stanął mu obraz Laxusa tulącego tamtą kobietę.
– Nie! –
krzyczał, by go odegnać. – Nie! Nie! Nie!
Przyspieszył
jeszcze bardziej. Zaczynało brakować mu tchu, ale było już
niedaleko. Teraz nie mógł się cofnąć. Jednak, co było
ważniejsze, nie chciał. Tego nie da się już zatrzymać. To
nieuniknione.
Zbliżał się do
stromego urwiska znajdującego się za miastem. Było ono
dostatecznie wysokie, by ktoś, kto z niego skoczy, stracił swoje
życie raz na zawsze. Ułatwiało to jeszcze kamieniste podłoże.
Nie było mowy, żeby ktokolwiek to przeżył. I dobrze. W końcu
taki był jego plan. Umrzeć tam, jeśli nie bezboleśnie, to
przynajmniej skutecznie i szybko.
Freed biegł jak
oszalały. Oddychał z trudem, nie przywykł do takiego sprintu. Z
oczy płynęły mu łzy, ale one już się nie liczyły. Ważne było
tylko urwisko i to, że Laxus nie mógł być jego. To drugie
przeważało szalę goryczy. Nie mógł tego znieść, już za wiele
przeszedł. Ale jego ból zaraz się skończy. Wreszcie nadejdzie
kres tego cierpienia.
Jeszcze tylko
kilkanaście metrów dzieliło go od śmiertelnego skoku. Freed nie
zastanawiał się już nad niczym. Biegł tak szybko jak mógł po
pokrytej rosą trawie. Widział tylko jeden punkt, który teraz
przyciągał go jak magnes. Pragnął, by to już się stało.
Chcę umrzeć.
Proszę, śmierci, zabierz mnie ze sobą. Nie chcę żyć już
dłużej. Nie potrafię. Chcę umrzeć!
Nagle
poczuł silny uścisk, który zapętlił się wokół jego ciała.
Tak gwałtowny chwyt sprawił, że rozpędzony Freed stracił
równowagę i przewrócił się. Runął na ziemię wraz ze swoim
wybawicielem, który nadal ściskał go mocno. Nie puszczał nawet
pomimo tego, że oboje leżeli na trawie.
– Puść mnie!
Słyszysz, puść! – krzyczał zrozpaczony Freed. Nadal nie porzucił
swojego postanowienia i chciał się wyrwać, by oddać się w
objęcia śmierci, najlepiej natychmiast.
– Nic z tego –
powiedział stanowczo mężczyzna, z trudem łapiąc oddech. Był
śmiertelnie poważny i patrzył ze strachem na motającego się w
jego objęciach Freeda. Ten cały czas próbował się uwolnić,
dlatego teraz klęczeli obaj na ziemi. – Dopóki się nie uspokoisz,
nie puszczę cię. Choćbyś nie wiem co zrobił, nie puszczę!
– Laxus, to już
koniec! Ja nie mogę już żyć! Muszę to skończyć! Puść mnie!
Chcę tylko umrzeć! Puszczaj!
– Freed! Idioto!
Nie masz powodu, żeby umierać! Całe życie przed tobą! Co ci w
ogóle strzeliło do głowy? Co ty sobie znowu ubzdurałeś?
Opamiętaj się!
– Nie! To już
koniec! Daj mi odejść w spokoju!
Freed miotał się
tak jeszcze przez dobre parę minut, krzycząc jakby postradał
rozum. Laxus natomiast trzymał go mocno i choć tamten wyrywał się,
bił, kopał i próbował go nawet ugryźć, nie puścił, tak jak
obiecał. W końcu Freedowi chyba zabrakło sił, bo zaprzestał
swoich prób. Opadł wyczerpany i zaczął szlochać, wtulając twarz
w pierś Laxusa. On natomiast rozluźnił swój uchwyt i zamiast
trzymać młodszego mężczyznę w mocnym uścisku, po prostu
przytulił go.
– Już dobrze?
Już nie będziesz chciał się zabijać? – zapytał Laxus nadal
pozostając poważnym. Nawet przez moment nie było mu do śmiechu.
Znajdowali się kilka metrów od urwiska, z którego jeszcze przed
chwilą chciał się rzucić Freed, by dokonać swego żywota. Nawet
z takiej odległości można było zobaczyć, że jego dno jest
bardzo daleko.
– Nie –
wydusił jakoś, wciąż łkając. Powoli uspokajał się. – Chyba
nie.
– Chyba?
– Nie –
poprawił się tamten.
– Dobrze –
Laxus położył dłoń na tyle jego głowy i lekko poczochrał
włosy. – To powiedz mi teraz, dlaczego chciałeś skoczyć z tego
urwiska?
Freed przestał
łkać, choć łzy nadal płynęły mu po policzkach. Odsunął się
trochę od Laxusa i uniósł głowę tak, by spojrzeć na twarz
mężczyzny. Gdy natrafił na jego spojrzenie, zawstydzony opuścił
ponownie głowę.
– Freed, spójrz
na mnie – Laxus delikatnie uniósł jego brodę do góry. Teraz
mógł patrzeć mu prosto w oczy. Freed od razu zarumienił się. –
Dlaczego chciałeś skoczyć?
– Bo... – zaczął
niepewnie. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło lecz gdy
zobaczył wyczekujący wzrok Laxusa, ciągnął dalej nieskładnie.
– … bo ty... tamta kobieta... widziałem was. I ty nie... będziesz
mnie nigdy kochał...
– Ja i tamta
kobieta? Dlaczego pomyślałeś, że coś mnie z nią łączy?
– Jak to
dlaczego? Przytulałeś ją! – ostatnie słowa zabrzmiały niezwykle
oskarżycielsko, na co Laxus aż się uśmiechnął.
– I co z tego?
– Jak to co?!
Jak to co! - zdenerwował się. Laxus doszedł do wniosku, że chyba
powinien uważać. Urwisko było tuż obok a lepiej nie kusić losu.
– Obściskiwaliście się! Byliście przed jej domem, prawda?!
– No tak.
Dokładnie. Przed jej domem. A w progu stał jej mąż. Nie
zauważyłeś go?
– Freeda dosłownie
zamurowało. Mąż? Jaki mąż? Nie widział tam nikogo więcej.
Choć w sumie nie rozglądał się za bardzo. Gdy tylko zobaczył
Laxusa w objęciach tej kobiety, nie myślał już o niczym innym.
Skupił się na nich i nie liczyło się nic poza tym.
– Kłamiesz... –
wyjąkał. Łzy zatrzymały się. Nie był już tego taki pewny. Sam
nie wiedział, czy na pewno nie widział tam nikogo innego.
– Mówię prawdę
– Laxus odparł zdecydowanie i zabrzmiało to zupełnie
niepodważalnie. – A tak poza tym, mówiłeś coś o tym, że nie
będę cię nigdy kochał, czy coś takiego. Dobrze usłyszałem?
– Freed zrobił się
jeszcze bardziej czerwony na twarzy. Przez myśl przeszło mu, że
może jednak spróbuje uciec. Laxus zaraz go wyśmieje. Tak, na
pewno zaraz zacznie sobie z niego drwić. Na szczęście jego
urwisko było tuż obok.
– Freed?
– Tak,
mówiłem... – zawahał się, ale chciał to wreszcie powiedzieć.
Spojrzał mu prosto w oczy, chociaż jego serce biło jak szalone – Laxus... bo ja... kocham cię.
Czekał, ale
mężczyzna wcale nie zaczął się śmiać ani szydzić z niego.
Uśmiechną się tylko tak... czule.
Zaraz potem chwycił
delikatnie jego twarz i przysunął się odrobinę. Początkowo
ostrożnie musnął ustami jego usta, jak gdyby sprawdzał, czy Freed
tego na pewno chce, a zaraz potem wpił się w nie pożądliwie.
Freed nie wiedział
co się dzieje. To wszystko było tak nagłe. Sądził, że to sen,
bardzo piękny z resztą. Ale było mu tak dobrze, że nie chciał,
żeby się kończył.
Laxus w końcu
odsunął się od niego, przez co Freed poczuł się trochę
zawiedziony. Nie trwało to jednak długo.
– Czekałem na
to.
– Co? Jak to? –
zdziwił się Freed.
Laxus zaśmiał się krótko.
Laxus zaśmiał się krótko.
– Od dawna byłem
w tobie zakochany, ale myślałem, że ty... nie interesujesz się
mną w ten sposób. – Freed zrobił zdziwione oczy, więc Laxus
dodał. – Wydawało mi się, że podziwiasz mnie tylko jako maga.
Nie sądziłem, że możesz czuć do mnie to, co ja do ciebie.
– Czyli, że ty
też? – wymamrotał szybko.
– Tak, też cię
kocham. Jeszcze w to wątpisz?
Freed nie wiedział
co odpowiedzieć. Pokiwał tylko przecząco głową. Czuł się
pijany ze szczęścia, które aż go zaćmiło. Nie zdawał sobie
sprawy, że od kilku chwili wpatrywał się w Laxusa z naprawdę
głupim, wielkim uśmiechem.
Laxus nie wiedział
natomiast czy chce przerywać mu tą błogą chwilę. Też uśmiechał
się do niego. Był równie szczęśliwy co młodszy mężczyzna.
Dłonią lekko pogłaskał jego policzek. Nareszcie mógł go
dotknąć. Tak długo o nim marzył, aż wreszcie stało się to
rzeczywistością. Jeszcze raz zatopił się w jego ustach, wyrywając
go tym samym z transu. Freed oczywiście nie odepchnął go, tylko
oddał pocałunek i przysunął się bliżej, obejmując rękami jego
szyję.
Trwali w szczęściu
pochłonięci sobą, a miejsce, które miało stać się grobem dla
jednego z nich, okazało się być ich własnym niebem.
***
Nie będę się rozpisywać, bo nie mam zbyt wiele do napisania :P
Nie dałam na końcu końcówki z THE END, bo cały czas zastanawiam się nad tym, czy nie zrobić drugiej części. Niby mam na nią pomysł, nawet kilka, ale nie jestem pewna, czy coś by z tego wyszło. Dlatego muszę to jeszcze przemyśleć. Na razie możecie więc traktować to jako koniec :)
Planuję też w najbliższym czasie napisać coś z parą hetero dla odmiany, jednak wciąż nie mogę się zdecydować jaka to para ma być. Chyba powinnam popracować nad byciem mniej niezdecydowaną :P
Buhahahaha.Xd Druga część by mnie chyba zabiła ze śmiechu.XD Ja już teraz nie wyrabiam chachając się w najlepsze.Xd Fragment ze samobójstwem Freeda był najlepszy.XD
OdpowiedzUsuńPozwól, że sobie zacytuję.XD
"– Już dobrze? Już nie będziesz chciał się zabijać? – zapytał Laxus nadal pozostając poważnym. Nawet przez moment nie było mu do śmiechu. Znajdowali się kilka metrów od urwiska, z którego jeszcze przed chwilą chciał się rzucić Freed, by dokonać swego żywota. Nawet z takiej odległości można było zobaczyć, że jego dno jest bardzo daleko.
– Nie – wydusił jakoś, wciąż łkając. Powoli uspokajał się. – Chyba nie.
– Chyba?
– Nie – poprawił się tamten."
Chyba nie.Xd Takie małe coś, a jak się mordka cieszy.Xd
Tak koniecznie coś z parką hetero dla odmiany.XD Tak, żeby więcej osóbek bloga twego zaczęło czytywać.Xd Bo na razie myślę, iż czytują to wierne fanki Yaoi.Xd A szkoda, bo piszesz świetnie.Xd
Także tego - Dzięki za dosłowne poprawienie humorki i drugą notkę.Xd Miałam co przeczytać w ten piątek po zawalonym tygodniu.Xd
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Chciałam tylko doda, bo zapomniałam.Xd Jak Freed miał skakać z tego urwiska to zaczęłam na głos krzyczeć, żeby nie skakał, bo tyle ma do przeżycia i może związać się z Mirajane na pocieszenie.XD Nawet zaczęłam się modlić - jaka była moja ulga, gdy Laxus go złapał.XD Także tego.
UsuńJuż naprawdę Pozdrwiam Lavana Zoro ;)
Hahaha :) Dzięki za komentarz, Ty także poprawiłaś mi nim humor :)
UsuńCo Ty chcesz, to była poważna sytuacja, nie ma się z czego śmiać! :D A tak na serio to chciałam Freeda na końcu uśmiercić, ale się rozmyśliłam... i tak wyszło zbyt dramatycznie. Chyba byłam w dołku jak to pisałam xD Ale myślisz, że mógłby się związać z Mirajane? Niee... Freed i ona? Jakoś tego nie widzę. Przecież ona za straszna jest dla niego! :)
Co do tej parki hetero - jakoś szczególnie nie paliłabym się do tego, ale wpadłam na fajny pomysł :) Teraz tylko muszę wybrać jakieś postacie xD
Pozdrawiam!
No myślę, że mógłby.Xd Jest chyba nawet taki paring w katalogu Fairy taili.Xd Uśmiercić Freeda?XD To byłoby nawet ciekawe.Xd Nie przepadam za ni w "Ft" bo taki emo-eomsił strasznie wtedy.Xd
UsuńNie palisz się do tego? Trudno ja też zbytnio nie palę się na napisanie one-shotu z Naruto, ale wygrało u mnie głosowanie, więc się pojawi.Xd Jak masz fajny pomysł to pisz!XD Parkę zawsze możesz dopasować!XD Pamiętaj o mych propozycjach! Może, któraś tobie przypasuję.XD
Poprawiłam humorek...^^ To pierwszy raz, gdy słyszę coś takiego od autorki innego bloga.XD Cieszę się, że tobie go poprawiłam.XD
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Jakoś tego nie widzę :P
UsuńFreed jest fajny! To jedna z moich ulubionych postaci ^^ I nawet jak emosił to go lubiłam. Chyba przez tą akcje z Caną tak przypadł mi do gustu :)
W sumie już napisałam kolejnego oneshota. Muszę go jeszcze przejrzeć, poprawić błędy i takie tam. Nie zdradzę jaką parę wybrałam... Powiem tylko, że będzie on bardzo się różnił od tych, które tutaj opublikowałam (tak naprawdę, będzie bardziej w moim stylu niż te :P). Mam nadzieję, że jednak się spodoba.
Pozdrawiam!
Ach, ja miałam na myśli zielonowłosego przed tą akcją z Caną.XD Po tym wydarzeniu zyskał trochę w moich oczach.Xd Co i tak nie zmienia faktu, że moimi ulubionymi męskim postaciami są Gajeel, Lyon i Gray.XD Natsu też lubię, ale może to dlatego, iż jest głównym bohaterem.XD
UsuńNom - to czekam z niecierpliwością.Xd Jeśli będzie bardziej w twoim stylu...XD To się zastanawiam jak wyjdzie.Xd
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)