piątek, 12 września 2014

Miejsce Przeznaczenia (Freed x Laxus)

Choć Makarov nadal nie zniósł kary nałożonej na Laxusa i nie pozwalał mu ponownie dołączyć do gildii, członkowie Fairy Tail wciąż próbowali przekonać go, by odpuścił. Dawno już wybaczyli wnukowi mistrza jego postępek i co najważniejsze, wiedzieli, że zmienił się, żałował swoich niecnych czynów i teraz bardzo zależało mu na przyjaciołach. Starzec zawziął się jednak i nie dawał za wygraną.
Jedną z osób, które w największym stopniu pragnęły powrotu Laxusa, był Freed. To on najbardziej cierpiał, gdy Dreyar został wyrzucony, choć początkowo starał się trzymać emocje na wodzy. Z czasem jednak nie potrafił już ukrywać swojego smutku. Usiłował żyć dalej i zapomnieć o swojej tęsknocie, ale wszyscy w gildii widzieli jak chodzi z przygnębioną miną i nic go nie cieszy. Próbowali mu jakoś pomóc, pocieszyć go, ale nic to nie dawało. Choć był raczej cichą i zamkniętą w sobie osobą, było widać że cierpi i nie mogli na to już patrzeć. Freed był zakochany w Laxusie, co wyszło na jaw na krótko po tym, kiedy tamten odszedł. W dodatku Dreyar jakby zapadł się pod ziemię. Nikt nie miał pojęcia gdzie przebywa. Nie docierały do nich nawet żadne plotki na jego temat, więc nie wiedzieli gdzie go szukać.
Wszystko zmieniło się pewnego poranka, kiedy to Cana wpadła do gildii ciesząc się nie wiadomo z czego. Było wcześnie, dlatego wewnątrz oprócz niej znajdowała się tylko Mirajane, która pomagała właśnie Kinanie polerować szklanki, a także Jet. Ten ostatni siedział zaspany przy jednym ze stolików i czekał na resztę swojej drużyny.
Oczy wszystkich zwróciły się w stronę Cany, kiedy ta powitała ich głośnym „Hej, hej!” i przysiadła się do Jeta. Zobaczenie tej dziewczyny na nogach o tak wczesnej porze było niecodziennym widokiem.
– Jet, co tu robisz tak wcześnie rano? – zapytała jak gdyby nigdy nic i wypiła łyk piwa z kufla, który w mgnieniu oka zdążyła sobie zorganizować.
– Powinienem się ciebie zapytać o to samo – odparł zdziwiony mężczyzna. – Levy powiedziała, że mamy się tu wszyscy spotkać o wschodzi słońca i iść na misję, ale coś się spóźnia – dodał nieco niezadowolony i podparł ręką ociężałą głowę. 
– Wystawiła cię, hyhyhy – drażniła się, dodatkowo pokazując na niego palcem, na co Jet tylko westchnął zrezygnowany.
Cana wypiła zawartość kufla do dna i energicznie otarła usta dłonią. Na jej twarzy gościł ogromny uśmiech, co zwróciło uwagę Macao, który właśnie wszedł do gildii. Przywitał się ze wszystkim, po czym zagadnął do dziewczyny:
– Co ty dzisiaj taka wesoła, Cana? Znalazłaś sobie wreszcie chłopaka?
– No co ty – prychnęła – mój chłopak jest tu ze mną od dawna – zaśmiała się i poklepała czule beczkę z alkoholem stojącą obok.
Wszyscy tylko spojrzeli na nią z uśmiechem nie komentując tego.
– O, właśnie! – wypaliła nagle. – Przypomniało mi się, że miałam wam coś powiedzieć!
– Co takiego? – zainteresował się Jet.
– Nie zgadniecie kogo wczoraj spotkałam... – zrobiła pauzę, by skupić na sobie uwagę wszystkich. – Laxusa! We własnej osobie!
– Jak to? – tym razem do rozmowy włączyła się Mira. – Przecież Laxus opuścił Magnolię. Czyżby wrócił
– Nie chciał powiedzieć mi zbyt wiele. Próbowałam go zagadać, ale wyglądał jakby się speszył i chciał jak najszybciej mnie spławić. Zamienił ze mną tylko kilka słów a potem, gdy nie odpuszczałam, kazał mi spadać, bo podobno był zajęty. Wkurzyłam się trochę i odeszłam. Chociaż zauważyłam, że ucieszył się na mój widok. Jestem tego pewna!
– No dobrze, ale co ci powiedział?
– Hmm... – Cana zastanowiła się przez moment. – Mówił coś o tym, że zatrzymał się na jakiś czas w okolicy. I że musi coś załatwić. Podobno coś ważnego... No nie wiem! Nie chciał mi więcej powiedzieć! – Zdenerwowana dziewczyna uderzyła pięścią o stół, ale po chwili uspokoiła się i dobry humor jej powrócił.
– To ciekawe. Może zaprosimy go tutaj do gildii, żeby zobaczył się ze wszystkimi?
– Tylko co na to Makarov... – zastanawiał się Jet.
– Hola, hola! – zawołała Cana. – Tak mi teraz coś przyszło do głowy. Myślicie, że powinniśmy powiedzieć o tym Freedowi?
– Na chwilę zapanowała cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. To mógł być problem, bo nie potrafili przewidzieć jak ich przyjaciel zareaguje na taką wiadomość. W końcu odezwała się Mira.
– Boje się, że może sobie narobić nadziei. W końcu nie wiemy co Lexus o nim myśli. Freed tyle wycierpiał i nie chciałabym, żeby załamał się jeszcze bardziej, gdyby... – Nagle zamilkła. Zawahała się, po czym kontynuowała – ale myślę, że nie możemy tego przed nim ukrywać. To by było nie fair.
Wszyscy w duchu przyznali jej rację.
– To może nie mówmy mu tego od razu. Poczekajmy aż wiadomość sama do niego dotrze – zdecydował Macao.
– To na pewno nie potrwa długo. Założę się, że do południa już wszyscy będą o tym gadać. – Cana by to wiedzieć, nie musiała nawet używać swojego jasnowidzenia.


Freed poprzedniego dnia wrócił z misji późnym wieczorem i był tak wyczerpany, że od razu położył się spać. To wszystko przez Evergreen, myślał. Mogłaby chociaż raz w życiu założyć normalne, wygodne buty i przestać użalać się nad sobą. A tak? Ciągle biadoliła tylko, że ja bolą stopy, że już dalej nie pójdzie... Przez jej narzekania wrodzy zauważyli ich w nieodpowiednim momencie i musieli walczyć ze wszystkimi naraz. Co za nieodpowiedzialna baba!
Obudził się późno, bo było już koło jedenastej. Ciągle był wściekły na Ever za wczorajszą wpadkę na misji. Dobrze, że przynajmniej pokonali ich i dostali swoją zapłatę. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie chciał jej widzieć przynajmniej do czasu, kiedy złość mu nie przejdzie.
Jeśli pójdę do gildii, ona pewnie tam będzie, zastanawiał się. Trudno. Najwyżej kulturalnie zignoruję ją.
Gdy wchodził do budynku należącego do Fairy Tail, już od progu zauważył, że coś było na rzeczy. Wszyscy byli jacyś tacy podekscytowani... Nie, żeby wcześniej tak się nie zachowywali. Ale tego dnia uderzyło go to szczególnie.
Normą były tutaj głośne rozmowy, krzyki i ogólny hałas, a nawet bójki pomiędzy rywalami. Tym razem nie było inaczej i choć atmosfera na pierwszy rzut oka wydawała się być taka sama jak zawsze, coś nie dawało mu spokoju. Miał wrażenie, że niektórzy zerkali na niego ukradkowo i szeptali do siebie. Czuł, że było to coś na jego temat. Czyżby obgadywali go? A może po prostu jego sława go wyprzedzała? To było możliwe. Wiele osób go podziwiało i zdawał sobie z tego sprawę. Choć zazwyczaj wolał być w cieniu.
Postanowił nie zwracać na to więcej uwagi, choć nieprzyjemne uczucie niepokoju nie odstępowało go na krok. Pośród kilku osób stojących przy tablicy z wywieszonymi misjami zauważył Bickslowa. Widać jego przyjaciel nie zamierzał spocząć na laurach i już szukał dla nich kolejnej misji. Freed podszedł do niego i przywitał się krótkim „Cześć”. Bickslow odwrócił się, gdy usłyszał znajomy głos. Spojrzał na niego i choć nie mógł zobaczyć jego oczu, zauważył, że tamten przygląda się mu z nieco zmieszaną miną. Co więcej, odniósł wrażenie, że Bick był dziwnie milczący, co zdarzało się tylko, gdy próbował coś przed nim ukryć.
Coś było zdecydowanie nie tak i Freed miał w stosunku do tego złe przeczucia.
– Co się stało? – zapytał wreszcie, kiedy tamten najwyraźniej nie miał zamiaru powiedzieć co jest grane.
– Yyy... – Bick wiedział, że nikt z gildii nie odważy się zdradzić Freedowi dzisiejszej dobrej nowiny. Był też przekonany, że oczekują od niego, że on to zrobi i wcale nie było mu z tym wesoło. Czu się jednak w obowiązku wobec przyjaciela i wiedział, że najlepiej będzie, jeśli dowie się o tym od niego. Tylko to nie było takie proste!
– Bick? W porządku? – zapytał, po czym dodał mrożącym krew w żyłach głosem. – Gadaj!
– Dobra, powiem – głośno przełknął ślinę i rozejrzał się wokół. Zauważył, że wszyscy na nich zerkają. – Ale może wyjdźmy na zewnątrz?
– O nie, nie wymigasz się. Gadaj co wiesz, tu i teraz! - Głos Freeda brzmiał teraz jak głos wkurzonej Erzy i nikt nie odważyłby się mu sprzeciwić.
– Lexus jest podobno w Magnolii – powiedział cicho i ostrożnie. Jego przyjaciel jednak usłyszał wszystko doskonale.
– To prawda? - zapytał Freed unosząc brwi. Bickslow myślał, że tamten zacznie krzyczeć z radości albo wściekać się, lub może nawet wybuchnie płaczem albo wyrzuci z siebie solidną wiązankę przekleństw. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Zdziwił się i to strasznie. Spodziewał się jakiejś emocjonalnej reakcji, a tu nic. Na twarzy Freeda malowała się jedynie ogromna powaga, ale był spokojny i opanowany jak zawsze.
– Tak. Cana spotkała go podobno wczoraj wieczorem, gdy wracała do domu. Rozmawiała z nim chwilę, ale śpieszył się czy coś takiego i nie zdążyła dowiedzieć się niczego więcej niż to, że zatrzymał się na jakiś czas w okolicy.
– Freed milczał przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiał.
– Rozumiem – powiedział w końcu spokojnie i zaraz zmienił temat. – Jest jakieś zlecenie dla nas?
Bick był zupełnie zbity z tropu. Nie tego się spodziewał. Ale może to i lepiej? Może jego przyjaciel wreszcie odpuścił? Nie, na pewno nie. To nie w jego stylu. Mimo tego wolał zostawić to tak jak jest i dać mu czas na przemyślenie sobie wszystkiego zanim zapyta go wprost co ma zamiar zrobić z tą informacją.
– Przejrzałem wszystkie po kolei i nie zauważyłem nic ciekawego. Za taką stawkę nie ma nawet sensu ruszać dupy z gildii.

Porozmawiali jeszcze chwilę i poprzeklinali Evergreen za wczorajsze popsucie im planu i dołożenie im dodatkowej roboty. Zagadnęli też do Macao, który opowiadał właśnie nowozasłyszane plotki o gangu grasującym w okolicy i rabującym biednych farmerów. Po jakimś czasie Freed wyszedł z gildii i jako że nie znaleźli żadnej opłacalnej misji, a nie miał ochoty przebywać w tym hałasie, wrócił do domu.
Laxus jest w Magnolii. Te słowa nie chciały wyjść mu z głowy. Wprost przeciwnie – wciąż napierały ze zwiększającą się siłą. Krążyły w niej, robiły fikołki i mąciły w całym jego umyśle.
To nie prawda, że nie przejął się, gdy Bick przekazał mu najnowsze wieści. Na początku zamurowało go i nie potrafił nic powiedzieć. Tak długo czekał na ten moment – moment, w którym dowie się gdzie przebywa Laxus. Wcześniej szukał go bardzo długo, ale zawsze bezskutecznie. Już tracił nadzieję, że kiedykolwiek znowu go spotka, a tu coś takiego! Laxus w Magnolii! Gdy po chwili uświadomił sobie co kryło się za tymi słowami, poczuł się szczęśliwy. Już dawno nie zdarzyło mu się czuć tak wielką radość i... lekkość na duszy. Jakby kamień spadł mu z serca. Miał ochotę skakać i śmiać się jak oszalały, ale czuł na sobie spojrzenia innych i nie chciał robić zamieszania. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. I tak wiedział, że jego przeczucie było słuszne i to o nim wszyscy szeptali od rana.
– Co powinienem teraz zrobić? – westchnął i rzucił się na łóżko.
Gdy o tym pomyślał, cała jego radość prysła jak bańka mydlana. Co z tego, że Laxus był w mieście? Wcześniej nie zastanawiał się co zrobi, gdy go znajdzie. Liczył się sam fakt i nic więcej. Nie snuł żadnych planów. A teraz, kiedy marzenie stało się rzeczywistością, co powinien zrobić?
Pójść go szukać?
– I co ja mu powiem? – myślał na głos, powątpiewając w ten pomysł.
Chciał wyznać mu swoje uczucia, ale... bał się odrzucenia. Czuł, że wtedy zupełnie się załamie i chyba prędzej użyje swoich run do popełnienia samobójstwa niż będzie żył dalej pogrążony w rozpaczy, której wielkości nie potrafił sobie nawet wyobrazić. Chociaż...
Zapomnieć o nim? Zignorować to, że wreszcie był tak blisko i próbować ułożyć sobie życie bez niego?
– Nie, nie dam rady. Zwłaszcza teraz, gdy mam szansę. Nie mogę dłużej tego ciągnąć . Nie wytrzymam tego znowu.
Po tych słowach, które nie wiedząc czemu wypowiedział na głos, uświadomił sobie, że decyzję podjął już na początku. Bo przecież nie było innej możliwości. Żadna inna opcja nie wchodziła w grę. Nie mógł dać mu znowu odejść, dopóki nie powie mu o tym, co czuje. To co przeżył odkąd Laxus odszedł, nie mogło się znowu powtórzyć. Zdał sobie sprawę, że jest tylko jeden wybór właściwy dla niego, którego nie będzie żałował... a jeśli tak, to wtedy nie potrwa to długo.

Tylko gdzie do cholery mam szukać?
Freed właśnie stał przed swoim domem i dopiero teraz zadał sobie to pytanie. Wiedział, że Laxus jest w Magnolii, ale skąd miał wiedzieć gdzie go znajdzie? Może na to nie wyglądało, ale ta mieścina była naprawdę duża. Zwłaszcza, gdy szukało się kogoś i nie miało pojęcia od czego zacząć.
Zatrzymał się w okolicy. Przypomniał sobie słowa Bickslowa i wcale go to nie pocieszyło. Znaczyły one mniej więcej tyle, że obszar jego poszukiwań rozszerzył się z dużo na bardzo dużo, bo dochodziły jeszcze okolice miasteczka.
Nie miał pomysłu. Żadnego. Zupełna pustka. Dlatego, choć zwykle nim coś zrobi, najpierw obmyśla plan, ruszył po prostu ulicą przed siebie. Starał się przy tym wyglądać normalnie i nie sprawiać wrażenia osoby, która zaraz zwariuje.
Krążył ulicami Magnolii idąc powoli i obserwując uważnie mijanych ludzi. Miał nadzieję, że wypatrzy go gdzieś w tłumie, choć zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo naiwne to było. Wstąpił do kilku mnie lub bardziej podejrzanych barów i tawern, ale tam również go nie znalazł. Popytał klientów tychże miejsc, jednak żaden z nich nie zapamiętał kogoś takiego jak Laxus. Nie poddał się jeszcze. Po knajpach przyszła kolej na hotele i punkty, gdzie mężczyzna mógłby się zatrzymać na noc. To też jednak na niewiele się zdało. Chociaż szukał we wszystkich możliwych miejscach, nigdzie nie widziano ostatnio Laxusa.
Jego stare mieszkanie? Zajrzał tam, ale tak jak myślał – mieszkał tam już ktoś inny, kto nie widział go nigdy, tym bardziej ostatnio.
A może to był tylko jakiś pijacki majak Cany? To przecież możliwe. W końcu przesadziła z winem i miała jakieś pieprzone halucynacje. Albo jej się to przyśniło, myślał. Gdy zapadł wieczór te domysły wydały mu się brutalnie prawdopodobne.
To zabolało. Iskierka nadziei, jaka tliła się do tej pory nieśmiało w jego sercu, jakby zgasła. Miał wrażenie, że wszystkie siły z niego uciekają. Stracił chęci na wszystko i każda rzecz, każda sprawa o której pomyślał, wydawała mu się mało ważna. Bez sensu, pomyślał. Po co to wszystko? Po co w ogóle zacząłem myśleć, że mógłbym go nagle znaleźć? Dlaczego nie zostałem w domu, tylko uwierzyłem w jakieś plotki? Chyba naprawdę zaczynam tracić rozum i zaczynam brać bzdury na poważnie. Nie znalazłem go do tej pory, nie ma szans, żebym znalazł go teraz.
Poddał się. Nie miał zamiaru dalej włóczyć się po Magnolii, wiedząc, że to bez sensu. Miał już dosyć i pragnął to zakończyć. Wróci do domu, rzuci się na łóżko i zaśnie. A jutro obudzi się i wszystko będzie tak jak dawniej. Spróbuje zapomnieć. Pewnie nic z tego nie wyjdzie, ale spróbuje. Bo co mu pozostało? Znowu będzie żył chodząc z Ever i Bickiem od misji do misji i jeśli nawet nie zapomni, to przynajmniej nie będzie tyle o tym myślał.
Co ja gadam? Okłamuję samego siebie.
Znajdował się właśnie na obrzeżach miasta. Obrzeża te były mu dobrze znane i gdy o tym pomyślał, przypomniało mu się pewne miejsce...
Postanowił. Nim wróci do domu, pójdzie tam. Sam nie wiedział dlaczego tak go tam ciągnęło, ale chciał tam pójść. Teraz. Natychmiast.
Nie tracąc czasu, wyszedł z miasteczka. Szedł chwilę drogą, lecz zaraz skręcił w lewo, w stronę łąki. Powoli zaczynało się robić ciemno, ale znał tę trasę na pamięć. Kiedyś często tutaj przychodził, by zrelaksować się i odpocząć.
Pierwszy raz był tam z Laxusem sam na sam i gapili się w księżyc. Choć trwał tylko chwilę, zapamiętał ten moment. Na polanę trafili w bardzo błahych okolicznościach – ścigali uciekiniera, ale zgubili jego trop. Zatrzymali się tam, gdy uświadomili sobie, że zwiał. Było jasno jak na noc, dlatego spojrzeli w niebo. Księżyc w pełni świecił z całą siłą. Obraz ich dwojga stojących w jego blasku wyrył się w pamięci Freeda tak dokładnie, że mógłby opisać go w każdym najdrobniejszym szczególe.
Dlaczego o tym myślał? Przecież to sprawiało, że ból w jego sercu był jeszcze dotkliwszy.
Udał się dawno nie uczęszczaną dróżką przez las. Starał się omijać pajęczyny i drobne gałązki, które nieprzyjemnie drażniły twarz. Maszerował tak przez klika dobrych minut, aż wreszcie znalazł się na upragnionej polanie.
Zmęczony poszukiwaniami, a najbardziej własnymi rozmyśleniami, usiadł pod jednym z drzew i oparł się plecami o pień. Było przyjemnie ciepło, choć już prawie zapadła noc. Spojrzał w niebo i starał się skupić tylko na nim. Wymazać wszystkie myśli. Niech pozostanie tylko ono.
Zrobiło się już ciemno i na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy, przypominające drobniutkie, migoczące plamki. Freed odszukał księżyc, jednak nie przypominał tego ze wspomnień. Ten miał kształt cieniutkiego rogalika.
Freed pomyślał o jedzeniu, ale wcale nie poczuł się głodny. Opuścił powieki, które ciążyły mu niemiłosiernie i nie wiedząc nawet kiedy, odpłynął w kojący sen.

Obudził się nagle, kiedy coś spadło mu na głowę. Gdy spojrzał w dół, okazało się, że to tylko szyszka. Wyrwany ze snu czuł się teraz niespokojny i nerwowy. W dodatku na początku ogarnął go stan dezorientacji – nie wiedział co robił tutaj, w lesie i dlaczego nie spał w swoim łóżku. Kilka minut zajęło mu przypomnienie sobie wszystkiego, a gdy wspomnienia wczorajszego dnia powróciły, czuł się jeszcze gorzej. Choć tak naprawdę nie wiedział już co czuł. Smutek, żal, rozpacz, tęsknota, zawód? Wszystkie te uczucia zlewały się w jedno, ciążyły, przytłaczały i sprawiały, że stracił chęć, by nawet podnieść się z zimnej ziemi.
Po kilku dłuższych chwilach wziął się jednak w garść. Jakoś musiał wrócić do siebie, choć wcale nie miał na to ochoty. Wstał, otrzepał ubrania i z niesmakiem stwierdził, że są lekko wilgotne. Na szczęście nie było tego widać. Chociaż pewnie nie zrobiłoby mu to teraz żadnej różnicy.
Był wczesny ranek. Słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu. Poczuł, że przeszedł go lekki dreszcz, gdy chłodny wiatr omiótł jego ciało.
Wrócił do Magnolii tą samą drogą, którą dotarł na polanę. Kiedy wszedł do miasteczka, było nim pusto. Przeszedł parę kroków i dopiero wtedy zobaczył w oknie jakąś starszą panią popijającą gorący, bo mógł dostrzec parę unoszącą się nad nim, napój. Widocznie większość ludzi spała jeszcze smacznie. W swoich łóżkach, dopowiedział sobie i nawet udało mu się minimalnie uśmiechnąć.
Pech chciał, że jego dom znajdował się po drugiej stronie miasta. Fatalne zrządzenie losu. Musiał więc przejść jeszcze kawałek nim tam dotrze. Szedł, skręcając w kolejne uliczki raz za razem. O tej porze miasto wydawało się niesłychanie senne i puste. Nigdy go takim nie znał, zawsze widział je tętniące życiem, dlatego zdumiał się, patrząc na nie, inne niż zwykle. Również powietrze zdawało się pachnieć inaczej, przyjemniej.
Nawet pomimo ponurych myśli i ogromnego przygnębienia, powoli zaczynał myśleć, że może wszystko jakoś się ułoży. Będzie trudno, wiele czasu minie zanim się pozbiera, ale powoli, gdy lata będą biegły jak oszalałe, kiedyś na pewno będzie lepiej.
Skręcił w następną, wąską uliczkę. Zdziwił się, gdyż zobaczył człowieka w oddali. Nie rozpoznał go od razu. Dopiero gdy był blisko, otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Parę metrów przed nim stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o blond włosach. Freed wstrzymał oddech, nie wierzył. Mężczyzna ten przytulał jakąś nieznaną mu, lecz piękną kobietę. Wydawało się, że coś do niej szepcze, ale Freed nie słyszał. Gdy mężczyzna odkleił się od niej i mógł wreszcie zobaczyć jego twarz, zamarł na chwilę. Znał go. Wiedział kto to. Aż za bardzo wiedział kim on jest. I przytulał się do jakiejś kobiety! Jak on mógł! On go szukał, martwił się, cierpiał, przeżywał prawdziwe męki. A ten był z jakąś kobietą. Z samego rana, przed jej domem. Freed od razu zdał sobie sprawę co oni mogli tam robić wcześniej. A teraz? Przytulali się. To... to było za wiele.
– Laxus... – powiedział z trudem.
Mężczyzna odwrócił się i spojrzał w jego stronę. Zapewne go rozpoznał. Uśmiechnął się do niego i coś powiedział, chyba jego imię... Freed już nie słyszał. W głowie szumiało mu z nadmiaru emocji. Dłonie zaczęły mu drżeć i zaraz poczuł dreszcze na całym ciele. Jego wytrzeszczone oczy i mina, wyrażająca zaskoczenie, żal i rozczarowanie sprawiła, że Laxus spoważniał. Zaraz potem w oczach Freeda pojawiły się łzy. Nie mógł nad nimi zapanować i już po chwili spłynęły mu na policzki. Laxus ruszył w jego kierunku.
Koniec. To już koniec. Wszystko się skończyło.
Freed odwrócił się i zaczął biec. Myślał już tylko o jednym. Wiedział, co mu pozostało. To co musiał zrobić, nie wymagało dużo wysiłku.
Biegł coraz szybciej i szybciej. Łzy przysłaniały mu widok. Nie wiedział skąd wzięło się w nim tyle siły, ale nie zastanawiał się nad tym. Była tylko jedna rzecz. Jedna jedyna rzecz, która to wszystko zakończy. Jedno miejsce, które pozwoli mu na to.
Miejsce, gdzie jego przeznaczenie się wypełni.
Przed oczami znowu stanął mu obraz Laxusa tulącego tamtą kobietę.
– Nie! – krzyczał, by go odegnać. – Nie! Nie! Nie!
Przyspieszył jeszcze bardziej. Zaczynało brakować mu tchu, ale było już niedaleko. Teraz nie mógł się cofnąć. Jednak, co było ważniejsze, nie chciał. Tego nie da się już zatrzymać. To nieuniknione.
Zbliżał się do stromego urwiska znajdującego się za miastem. Było ono dostatecznie wysokie, by ktoś, kto z niego skoczy, stracił swoje życie raz na zawsze. Ułatwiało to jeszcze kamieniste podłoże. Nie było mowy, żeby ktokolwiek to przeżył. I dobrze. W końcu taki był jego plan. Umrzeć tam, jeśli nie bezboleśnie, to przynajmniej skutecznie i szybko.
Freed biegł jak oszalały. Oddychał z trudem, nie przywykł do takiego sprintu. Z oczy płynęły mu łzy, ale one już się nie liczyły. Ważne było tylko urwisko i to, że Laxus nie mógł być jego. To drugie przeważało szalę goryczy. Nie mógł tego znieść, już za wiele przeszedł. Ale jego ból zaraz się skończy. Wreszcie nadejdzie kres tego cierpienia.
Jeszcze tylko kilkanaście metrów dzieliło go od śmiertelnego skoku. Freed nie zastanawiał się już nad niczym. Biegł tak szybko jak mógł po pokrytej rosą trawie. Widział tylko jeden punkt, który teraz przyciągał go jak magnes. Pragnął, by to już się stało.
Chcę umrzeć. Proszę, śmierci, zabierz mnie ze sobą. Nie chcę żyć już dłużej. Nie potrafię. Chcę umrzeć!
Nagle poczuł silny uścisk, który zapętlił się wokół jego ciała. Tak gwałtowny chwyt sprawił, że rozpędzony Freed stracił równowagę i przewrócił się. Runął na ziemię wraz ze swoim wybawicielem, który nadal ściskał go mocno. Nie puszczał nawet pomimo tego, że oboje leżeli na trawie.
– Puść mnie! Słyszysz, puść! – krzyczał zrozpaczony Freed. Nadal nie porzucił swojego postanowienia i chciał się wyrwać, by oddać się w objęcia śmierci, najlepiej natychmiast.
– Nic z tego – powiedział stanowczo mężczyzna, z trudem łapiąc oddech. Był śmiertelnie poważny i patrzył ze strachem na motającego się w jego objęciach Freeda. Ten cały czas próbował się uwolnić, dlatego teraz klęczeli obaj na ziemi. – Dopóki się nie uspokoisz, nie puszczę cię. Choćbyś nie wiem co zrobił, nie puszczę!
– Laxus, to już koniec! Ja nie mogę już żyć! Muszę to skończyć! Puść mnie! Chcę tylko umrzeć! Puszczaj!
– Freed! Idioto! Nie masz powodu, żeby umierać! Całe życie przed tobą! Co ci w ogóle strzeliło do głowy? Co ty sobie znowu ubzdurałeś? Opamiętaj się!
– Nie! To już koniec! Daj mi odejść w spokoju!
Freed miotał się tak jeszcze przez dobre parę minut, krzycząc jakby postradał rozum. Laxus natomiast trzymał go mocno i choć tamten wyrywał się, bił, kopał i próbował go nawet ugryźć, nie puścił, tak jak obiecał. W końcu Freedowi chyba zabrakło sił, bo zaprzestał swoich prób. Opadł wyczerpany i zaczął szlochać, wtulając twarz w pierś Laxusa. On natomiast rozluźnił swój uchwyt i zamiast trzymać młodszego mężczyznę w mocnym uścisku, po prostu przytulił go.
– Już dobrze? Już nie będziesz chciał się zabijać? – zapytał Laxus nadal pozostając poważnym. Nawet przez moment nie było mu do śmiechu. Znajdowali się kilka metrów od urwiska, z którego jeszcze przed chwilą chciał się rzucić Freed, by dokonać swego żywota. Nawet z takiej odległości można było zobaczyć, że jego dno jest bardzo daleko.
– Nie – wydusił jakoś, wciąż łkając. Powoli uspokajał się. – Chyba nie.
– Chyba?
– Nie – poprawił się tamten.
– Dobrze – Laxus położył dłoń na tyle jego głowy i lekko poczochrał włosy. – To powiedz mi teraz, dlaczego chciałeś skoczyć z tego urwiska?
Freed przestał łkać, choć łzy nadal płynęły mu po policzkach. Odsunął się trochę od Laxusa i uniósł głowę tak, by spojrzeć na twarz mężczyzny. Gdy natrafił na jego spojrzenie, zawstydzony opuścił ponownie głowę.
– Freed, spójrz na mnie – Laxus delikatnie uniósł jego brodę do góry. Teraz mógł patrzeć mu prosto w oczy. Freed od razu zarumienił się. – Dlaczego chciałeś skoczyć?
– Bo... – zaczął niepewnie. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło lecz gdy zobaczył wyczekujący wzrok Laxusa, ciągnął dalej nieskładnie. – … bo ty... tamta kobieta... widziałem was. I ty nie... będziesz mnie nigdy kochał...
– Ja i tamta kobieta? Dlaczego pomyślałeś, że coś mnie z nią łączy?
– Jak to dlaczego? Przytulałeś ją! – ostatnie słowa zabrzmiały niezwykle oskarżycielsko, na co Laxus aż się uśmiechnął.
– I co z tego?
– Jak to co?! Jak to co! - zdenerwował się. Laxus doszedł do wniosku, że chyba powinien uważać. Urwisko było tuż obok a lepiej nie kusić losu. – Obściskiwaliście się! Byliście przed jej domem, prawda?!
– No tak. Dokładnie. Przed jej domem. A w progu stał jej mąż. Nie zauważyłeś go?
– Freeda dosłownie zamurowało. Mąż? Jaki mąż? Nie widział tam nikogo więcej. Choć w sumie nie rozglądał się za bardzo. Gdy tylko zobaczył Laxusa w objęciach tej kobiety, nie myślał już o niczym innym. Skupił się na nich i nie liczyło się nic poza tym.
– Kłamiesz... – wyjąkał. Łzy zatrzymały się. Nie był już tego taki pewny. Sam nie wiedział, czy na pewno nie widział tam nikogo innego.
– Mówię prawdę – Laxus odparł zdecydowanie i zabrzmiało to zupełnie niepodważalnie. – A tak poza tym, mówiłeś coś o tym, że nie będę cię nigdy kochał, czy coś takiego. Dobrze usłyszałem?
– Freed zrobił się jeszcze bardziej czerwony na twarzy. Przez myśl przeszło mu, że może jednak spróbuje uciec. Laxus zaraz go wyśmieje. Tak, na pewno zaraz zacznie sobie z niego drwić. Na szczęście jego urwisko było tuż obok.
– Freed?
– Tak, mówiłem... – zawahał się, ale chciał to wreszcie powiedzieć. Spojrzał mu prosto w oczy, chociaż jego serce biło jak szalone –  Laxus... bo ja... kocham cię.
Czekał, ale mężczyzna wcale nie zaczął się śmiać ani szydzić z niego. Uśmiechną się tylko tak... czule.
Zaraz potem chwycił delikatnie jego twarz i przysunął się odrobinę. Początkowo ostrożnie musnął ustami jego usta, jak gdyby sprawdzał, czy Freed tego na pewno chce, a zaraz potem wpił się w nie pożądliwie.
Freed nie wiedział co się dzieje. To wszystko było tak nagłe. Sądził, że to sen, bardzo piękny z resztą. Ale było mu tak dobrze, że nie chciał, żeby się kończył.
Laxus w końcu odsunął się od niego, przez co Freed poczuł się trochę zawiedziony. Nie trwało to jednak długo.
– Czekałem na to.
– Co? Jak to? – zdziwił się Freed.
Laxus zaśmiał się krótko.
– Od dawna byłem w tobie zakochany, ale myślałem, że ty... nie interesujesz się mną w ten sposób. – Freed zrobił zdziwione oczy, więc Laxus dodał. – Wydawało mi się, że podziwiasz mnie tylko jako maga. Nie sądziłem, że możesz czuć do mnie to, co ja do ciebie.
– Czyli, że ty też? – wymamrotał szybko.
– Tak, też cię kocham. Jeszcze w to wątpisz?
Freed nie wiedział co odpowiedzieć. Pokiwał tylko przecząco głową. Czuł się pijany ze szczęścia, które aż go zaćmiło. Nie zdawał sobie sprawy, że od kilku chwili wpatrywał się w Laxusa z naprawdę głupim, wielkim uśmiechem.
Laxus nie wiedział natomiast czy chce przerywać mu tą błogą chwilę. Też uśmiechał się do niego. Był równie szczęśliwy co młodszy mężczyzna. Dłonią lekko pogłaskał jego policzek. Nareszcie mógł go dotknąć. Tak długo o nim marzył, aż wreszcie stało się to rzeczywistością. Jeszcze raz zatopił się w jego ustach, wyrywając go tym samym z transu. Freed oczywiście nie odepchnął go, tylko oddał pocałunek i przysunął się bliżej, obejmując rękami jego szyję.
Trwali w szczęściu pochłonięci sobą, a miejsce, które miało stać się grobem dla jednego z nich, okazało się być ich własnym niebem.

***
Nie będę się rozpisywać, bo nie mam zbyt wiele do napisania :P 
Nie dałam na końcu końcówki z THE END, bo cały czas zastanawiam się nad tym, czy nie zrobić drugiej części. Niby mam na nią pomysł, nawet kilka, ale nie jestem pewna, czy coś by z tego wyszło. Dlatego muszę to jeszcze przemyśleć. Na razie możecie więc traktować to jako koniec :)
Planuję też w najbliższym czasie napisać coś z parą hetero dla odmiany, jednak wciąż nie mogę się zdecydować jaka to para ma być. Chyba powinnam popracować nad byciem mniej niezdecydowaną :P

6 komentarzy:

  1. Buhahahaha.Xd Druga część by mnie chyba zabiła ze śmiechu.XD Ja już teraz nie wyrabiam chachając się w najlepsze.Xd Fragment ze samobójstwem Freeda był najlepszy.XD
    Pozwól, że sobie zacytuję.XD
    "– Już dobrze? Już nie będziesz chciał się zabijać? – zapytał Laxus nadal pozostając poważnym. Nawet przez moment nie było mu do śmiechu. Znajdowali się kilka metrów od urwiska, z którego jeszcze przed chwilą chciał się rzucić Freed, by dokonać swego żywota. Nawet z takiej odległości można było zobaczyć, że jego dno jest bardzo daleko.
    – Nie – wydusił jakoś, wciąż łkając. Powoli uspokajał się. – Chyba nie.
    – Chyba?
    – Nie – poprawił się tamten."

    Chyba nie.Xd Takie małe coś, a jak się mordka cieszy.Xd
    Tak koniecznie coś z parką hetero dla odmiany.XD Tak, żeby więcej osóbek bloga twego zaczęło czytywać.Xd Bo na razie myślę, iż czytują to wierne fanki Yaoi.Xd A szkoda, bo piszesz świetnie.Xd
    Także tego - Dzięki za dosłowne poprawienie humorki i drugą notkę.Xd Miałam co przeczytać w ten piątek po zawalonym tygodniu.Xd
    Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam tylko doda, bo zapomniałam.Xd Jak Freed miał skakać z tego urwiska to zaczęłam na głos krzyczeć, żeby nie skakał, bo tyle ma do przeżycia i może związać się z Mirajane na pocieszenie.XD Nawet zaczęłam się modlić - jaka była moja ulga, gdy Laxus go złapał.XD Także tego.
      Już naprawdę Pozdrwiam Lavana Zoro ;)

      Usuń
    2. Hahaha :) Dzięki za komentarz, Ty także poprawiłaś mi nim humor :)
      Co Ty chcesz, to była poważna sytuacja, nie ma się z czego śmiać! :D A tak na serio to chciałam Freeda na końcu uśmiercić, ale się rozmyśliłam... i tak wyszło zbyt dramatycznie. Chyba byłam w dołku jak to pisałam xD Ale myślisz, że mógłby się związać z Mirajane? Niee... Freed i ona? Jakoś tego nie widzę. Przecież ona za straszna jest dla niego! :)

      Co do tej parki hetero - jakoś szczególnie nie paliłabym się do tego, ale wpadłam na fajny pomysł :) Teraz tylko muszę wybrać jakieś postacie xD
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. No myślę, że mógłby.Xd Jest chyba nawet taki paring w katalogu Fairy taili.Xd Uśmiercić Freeda?XD To byłoby nawet ciekawe.Xd Nie przepadam za ni w "Ft" bo taki emo-eomsił strasznie wtedy.Xd

      Nie palisz się do tego? Trudno ja też zbytnio nie palę się na napisanie one-shotu z Naruto, ale wygrało u mnie głosowanie, więc się pojawi.Xd Jak masz fajny pomysł to pisz!XD Parkę zawsze możesz dopasować!XD Pamiętaj o mych propozycjach! Może, któraś tobie przypasuję.XD

      Poprawiłam humorek...^^ To pierwszy raz, gdy słyszę coś takiego od autorki innego bloga.XD Cieszę się, że tobie go poprawiłam.XD

      Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

      Usuń
    4. Jakoś tego nie widzę :P
      Freed jest fajny! To jedna z moich ulubionych postaci ^^ I nawet jak emosił to go lubiłam. Chyba przez tą akcje z Caną tak przypadł mi do gustu :)
      W sumie już napisałam kolejnego oneshota. Muszę go jeszcze przejrzeć, poprawić błędy i takie tam. Nie zdradzę jaką parę wybrałam... Powiem tylko, że będzie on bardzo się różnił od tych, które tutaj opublikowałam (tak naprawdę, będzie bardziej w moim stylu niż te :P). Mam nadzieję, że jednak się spodoba.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. Ach, ja miałam na myśli zielonowłosego przed tą akcją z Caną.XD Po tym wydarzeniu zyskał trochę w moich oczach.Xd Co i tak nie zmienia faktu, że moimi ulubionymi męskim postaciami są Gajeel, Lyon i Gray.XD Natsu też lubię, ale może to dlatego, iż jest głównym bohaterem.XD
      Nom - to czekam z niecierpliwością.Xd Jeśli będzie bardziej w twoim stylu...XD To się zastanawiam jak wyjdzie.Xd
      Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

      Usuń