– Zapewniam cię, że szybko się tutaj zadomowisz. Jak ci się podoba?
Pan Heartfilia przepuścił córkę w
ogromnych, zdobionych drzwiach. Dziewczyna przekroczyła próg nieco
niepewnie i rozejrzała się wokół. Zamyśliła się. Odrobinę
stresowała się przeprowadzką i wszystkim, co było z nią
związane. Zaraz jednak nabrała śmiałości i zaczęła zwiedzać
swój nowy dom.
Posiadłość wyglądała wspaniale.
Wydawała się bardzo stara, ale utrzymana w doskonałym stanie.
Marmurowa podłoga wypolerowana na błysk, lśniła na całej swojej
powierzchni. Na meblach nie dało się wypatrzeć nawet grama kurzu,
a śnieżnobiałe firany aż oślepiały czystością. To wszystko
trochę przytłoczyło Lucy, bo choć lubiła porządek, czasami
zdarzało jej się nabałaganić. Przeszło jej przez myśl jak przez
przypadek wylewa herbatę na dywan, a pokojówka stoi nad nią z
biczem czy twardym kijem i patrzy się niebezpiecznie wściekłymi
oczami... Nie, nie, nie! Stop! Tak na pewnie nie będzie, dlatego
szybko wyrzuciła ten obraz z pamięci.
Obrazy w grubych ramach rzeźby,
stylowe meble... Lucy przemierzała kolejne pomieszczenia podziwiając
je, jakby znalazła się w muzeum. Największe wrażenie zrobił na
niej jednak wielki, kryształowy żyrandol zwisający z sufitu w
holu. Jak w filmie. Istna bajka.
Ich wcześniejsza rezydencja również
był piękna i gustowanie urządzona, ale ta wydawała się
dziewczynie bić poprzednią na głowę po prostu wszystkim. Lucy
została wychowana w luksusach i bogactwie, niełatwo było ją
zachwycić, ale tym razem się to udało. I ni była to wcale zasługa
drogich mebli czy dzieł sztuki. Dziewczyna doszła do tego dopiero
po kilku dniach spędzonych w nowym domu. To miejsce posiadało
klimat, który Lucy od razu pokochała. Mówiąc krótko, posiadało
duszę.
Pan Heartfilia widząc uśmiech córki
odetchnął z ulgą.
– Cieszę się, że nie jesteś
rozczarowana.
– Jakbym mogła być rozczarowana? Tu
jest cudownie! - zawołała Lucy radośnie.
Oboje siedzieli właśnie w salonie.
Pan Heartfilia na skórzanym fotelu, a jego córka naprzeciwko na
sofie w tym samym stylu. Służąca zdążyła już przynieść dwie
filiżanki i właśnie stawiała je na stoliku.
– Wiesz Lucy, kiedyś już tu
mieszkaliśmy. Chyba nie mówiłem ci tego wcześniej. Razem z Laylą
kupiliśmy ten dom, jeszcze zanim się urodziłaś. Wyprowadziliśmy
się, gdy miałaś jakieś dwa, czy może trzy latka, więc nawet
tego nie pamiętasz. Spędziliśmy tutaj z twoją mamą
najpiękniejsze lata naszego życia – uśmiechnął się ciepło do
córki.
– Naprawdę? - zdziwiła się. Pierwszy
raz słyszała o tym, że to miejsce nie było jej zupełnie obce.
– Tak. Na górze nadal powinien wisieć
obraz z naszą rodziną w komplecie. Musisz go zobaczyć. Wyglądasz
na nim jak taka słodziutka laleczka. W różowej sukieneczce, z
misiem w rączce...
– Tato... przestań...
– No mówię ci, taki był z ciebie wtedy
piękny bobas! – Mówił z uśmiecham, ale widząc naburmuszoną
minę Lucy, dodał zaraz. - Ale teraz też wyglądasz pięknie. W
końcu jesteś moją kochaną córcią.
Następnego dnia nie zgodziła się, by
szofer podwiózł ją do szkoły. Nigdy się na to nie zgadzała.
Nawet w poprzednim mieście dojeżdżała do niej autobusem. W końcu
chciała zachowywać się jak normalna nastolatka, a nie jak
rozpuszczona panienka z bogatego domu. Na samą myśl o tym aż się
skrzywiła. Nie miała zamiaru być taka i wolała, by inni, w miarę
możliwości, nie wiedzieli jak duży majątek posiada jej ojciec.
Wcześniej sprawdziła jak daleko jest
z jej nowego domu do liceum, w którym miała się w tym roku uczyć.
Z obliczeń wynikało, że to jakieś 25 minut pieszo. Niedużo,
także spokojnie mogła iść sama.
Wyszła wcześniej, tak na wszelki
wypadek. Nie chciała się spóźnić, a gdyby zabłądziła, miała
w zapasie parę dodatkowych minut.
Wszystko szło po jej myśli, aż do
momentu, w którym znalazła się w dużym parku. Szła sobie powoli,
spokojnie, z uśmiechem na twarzy. W uszach miała słuchawki, a w
tle leciało Starstrukk*.
Nagle ni stąd, ni zowąd, ale
prawdopodobnie zza krzaków wyskoczyła trójka chłopaków... Tak
sobie to później tłumaczyła. Tak naprawdę, nadeszli z
naprzeciwka, ale wstyd było się jej przyznać, że zawczasu nie
wyczuła niebezpieczeństwa.
– Hej maleńka! Co taka piękna dama robi
tutaj sama? - zapytał z głupim uśmiechem jeden z nich, na co
został od razu walnięty pięścią w łeb, przez innego.
– No co? Niezła z niej laska.
– Zamknij się! Nie mamy czasu na
głupoty! - dodał trzeci. Lucy spostrzegła na jego twarzy ogrom
piegów. Po tym zaczęli krzyczeć na siebie i wymieniać się
przekleństwami. Widziała jednak, że kątem oka ją obserwują i
pilnują.
Choć wyglądało to zabawnie,
dziewczynie nie było do śmiechu. Stała przestraszona i nie
wiedziała co ma robić. Bała się ich. Źle im z oczu patrzyło.
Czego oni w ogóle od niej chcieli? Nie wyglądało na to, żeby
mieli dobre zamiary. W dodatku po takich typach nie wiadomo czego
się spodziewać.
Uciekać? Czy może zostać i zobaczyć
co się stanie? Pierwszą opcję od razu odrzuciła. Ze swoją
kondycją złapaliby ją po kilku metrach, o ile wcześniej nie
wyplułaby płuc.
– Dosyć! – odezwał się w końcu
chłopak, wyglądający na najpoważniejszego z nich. Spojrzał na
Lucy a ta zadrżała ze strachu. – Spokojnie złotko, nic ci nie
zrobimy. Oddaj na wszystko co masz, a puścimy cię wolno.
– Wszystko co mam? – upewniła się Lucy,
a przez myśl przeszło jej parę naprawdę dziwnych rzeczy...
– Kase i telefon! Dawaj! Już!
– Ale...
– Mniejsza z tym, dawaj torbę!
Już podchodził
do niej z paskudnym uśmieszkiem, już chciał jej wyszarpać z rąk
torbę, kiedy nagle coś, a raczej ktoś wyrósł przed nią jak spod
ziemi, zasłaniając tym samym przed złodziejem. Przestraszona Lucy
cofnęła się gwałtownie, oczywiście potykając się o kamień i
upadając na swoje siedzenie.
– Au! – zapiszczała. Podniosła głowę
do góry. Przed sobą widziała... tył jakiegoś chłopaka. Dlatego
też niewiele mogła o nim powiedzieć. Na pewno miał rude, dosyć
krótkie włosy i był niższy od tamtych złodziei, choć nadal
wyższy od Lucy. Siedząc w takiej pozycji w jakiej siedziała,
widziała też, że miał na sobie zieloną bluzę i czarne spodnie,
które podkreślały jego zgrabny tyłeczek...
LUCY! O czym ty myślisz w takiej
chwili?! Nawet nie zauważyła, jak jej policzki zaróżowiły się
lekko.
– Proszę, proszę! Nieładnie tak
zaczepiać bezbronne dziewczęta. Dżentelmeni tak nie robią... –mówił spokojnie. Wydawał się w ogóle nie przejmować tym, że
był tam sam przeciwko im trzem. Czyżby ich przewaga liczebna nic
dla niego nie znaczyła? Lucy miała nadzieję, że albo jest na
tyle silny, żeby tak było, albo ma gdzieś w pobliżu silnych
przyjaciół. Ewentualnie i jedno i drugie.
Ale zaraz zaraz! Dżentelmeni? I mówił
to ktoś kto pozwolił dziewczynie upaść na tyłek i ciągle
trzymał ręce w kieszeni?
– ...muszę wam powiedzieć, że
bardzo mi się to nie podoba. Bardzo – dobitnie podkreślił
ostatnie słowo i zrobił krok w stronę chłopaków.
Lucy przez cały czas patrzyła
zszokowana na ich reakcję. Myślała, że rzucą się na niego, że
zaczną się bić, albo chociaż grozić mu. Ale nie! Oni, gdy
rozpoznali go, wyglądali na przestraszonych! Na twarzach wymalowane
mieli dziwienie pomieszane z przerażeniem. To nawet trochę
rozbawiło Lucy, bo przez chwilę czuła słodką satysfakcję.
Należało się typom!
Grzecznie wysłuchali tego jak ich
karcił, nie odważając się przerwać mu nawet słowem. Sprawiali
wrażenie, jakby bali się nawet głośniej oddychać. A kiedy
skończył i zbliżył się do nich, zaczęli uciekać. Jak
wystraszone zające pognali w głąb parku, nie odwracając się
nawet by sprawdzić, czy są ścigani.
Widok uciekających w popłochu
oprychów dał Lucy do myślenia. Kim był chłopak, który ją
uratował? Czyżby miał aż tak złą reputację, że złodziejaszki
obawiali się go? Dlaczego jej pomógł? Czy jego słowa były
prawdziwe, czy może on sam chciał ją teraz okraść?
Na myśl o ostatnim powrócił jej
zdrowy rozsądek. Szybko podniosła się z zimnej, betonowej
powierzchni i otrzepała ubranie. Tajemniczy chłopak zdążył już
w tym czasie odejść kawałek. Dziwnym było, że nie zwrócił na
nią uwagi. Bo nawet nie spojrzał na nią odkąd tamci pobiegli
gdzie pieprz rośnie.
– Dziękuję za
ratunek! – krzyknęła do niego. W końcu skoro okazało się, że
jej pomysł o tym, że on też chce ją okraść był nietrafiony,
należało mu się coś. Przynajmniej podziękowania.
Chłopak odwrócił
się w jej stronę, ale tylko na chwilę. Ledwo zdążyła przyjrzeć
mu się lepiej. Był przystojny, można to było przyznać już na
pierwszy rzut oka. Nosił również okulary.
Zauważyła też,
że uśmiechnął się do niej tak jakoś... irytująco. Jakby z
politowaniem, choć Lucy nie była pewna. Zatkało ją, bo nie tego
się spodziewała. Potem odszedł. Dziewczyna widziała jak szedł
alejką, cały czas trzymając ręce w kieszeni.
Zdenerwowała się. Może i ją
uratował, ale potem... to wyglądało prawie tak, jakby ją
zignorował! Choć nie do końca, ale mimo wszystko! Co to miało
znaczyć?! Dlaczego nie odezwał się do niej?
– Palant – wymsknęło jej się,
kiedy wreszcie postanowiła pójść do szkoły. Resztę drogi
pokonała, cały czas myśląc o tajemniczym, wkurzającym
wybawicielu. To idiota, bo zdążyła ochrzcić go już tysiącami
przezwisk, choć musiała przyznać, że wyglądał niczego sobie.
Jednak przez to wydawała się być jeszcze bardziej denerwujący...
Jakie szczęście, że wyszła
wcześniej z domu!
Lucy nawet nie sądziła, że jej nowa
szkoła będzie tak duża. Już czuła, że miną wieki zanim będzie
w stanie się w niej bez problemów odnaleźć. A na razie krzątała
się po szerokich korytarzach starając się dotrzeć do celu. Był
tylko jeden problem, nie wiedziała co konkretnie nim było. Bo choć
sprawdziła plan lekcji i pamiętała, że pierwszą tego dnia ma być
matematyka, zapomniała zapisać sobie w jakiej sali mają się odbyć
zajęcia. Że też musiała to przegapić!
Starała się odnaleźć sekretariat,
ale gdyby znalazła go już teraz, to byłoby zdecydowanie za proste.
Minęło więc jeszcze kilka dobrych minut zanim zdecydowała się
zaczepić kogoś i poprosić o pomoc.
Wypatrzyła jakąś dziewczynę idącą
w przeciwną stronę. Lucy stwierdziła, że dobrze jej z oczu
patrzy, więc postanowiła zapytać właśnie jej. Miała nadzieję,
że tym razem nie pomyliła się w ocenie i nieznajoma rzeczywiście
okaże się uprzejmą osobą.
Dziewczyna była niskiego wzrostu i
miała niebieskie, półdługie włosy, a w nich pomarańczową
opaskę. Jej sukienka również miała pomarańczową barwę.
Nieznajoma przyciskała podręcznik do piersi obiema rękami. Jednak,
co ważniejsze, uśmiechała się wesoło. Lucy pomyślała, że
dziewczyna wygląda sympatycznie i uroczo.
Zaryzykowała i postanowiła ją
zaczepić.
– Przepraszam – zaczęła stając przed
nią. – Czy mogłabyś mi pomóc? Jestem tu nowa i nie bardzo
orientuję się w terenie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niej
i przytaknęła skinieniem głowy.
– Pewnie! Pierwszy dzień, tak?
– Tak. To mój pierwszy dzień i jeszcze
nie zdążyłam poznać tej szkoły. Nie wiem nawet gdzie jest
sekretariat.
– Żeby do niego dojść musisz najpierw
cofnąć się do schodów, iść na pierwsze piętro, przejść przez
drzwi w połowie korytarza, potem skręcić w lewo aż do... Z
resztą! To trochę skomplikowane, więc zaprowadzę cię tam.
– Naprawdę? Dzięki wielkie, ratujesz mi
życie! - odetchnęła z ulgą.
– Drobiazg. A tak w ogóle, jestem Levy
McGarden. Miło mi cię poznać – powiedziała, podając jej rękę.
Lucy uścisnęła ją zaskoczona.
– Lucy Heartfilia. Mnie też miło cię
poznać.
– W takim razie Lucy, do której klasy
chodzisz? Pierwszej?
– Nie, nie! Przeniosłam się tutaj z
innej szkoły. Nie jestem pierwszakiem. Jeśli dobrze sprawdziłam,
przydzielili mnie do klasy 2A. Zdradzę ci jeszcze, że zapomniałam
zobaczyć w której sali mam lekcje i dlatego muszę znaleźć ten
sekretariat. Głupek ze mnie – zaśmiała się.
– No nie mów! – Stanęła nagle i
złapała Lucy za rękę, a ta aż się przestraszyła. – 2A? Ja też
chodzę do 2A! Nie wiedziałam, że ktoś się do nas przeniósł!
Ale fajnie! - Levy wyglądała na podekscytowaną.
– To się chyba nazywa zbieg okoliczności
– Lucy zaśmiała się znowu.
– Albo przeznaczenie. Coś czuję, że
zaprzyjaźnimy się w tym roku.
– Byłoby miło.
– Dobrze Lucy! Chodź! Skoro jesteśmy w
tej samej klasie, wiem gdzie mamy lekcje. To w drugiej części
budynku, więc musimy się pospieszyć. Za trzy minuty dzwonek.
Dziewczyny popędziły, a raczej Levy
pociągnęła za sobą Lucy, niemal biegiem na lekcje. Po drodze
nie miały czasu na rozmowę, bo miały do pokonania spory dystans,
ale każda z nich czuła, że będą się dobrze dogadywać.
Lucy nienawidziła tego. Choć to był
pierwszy raz, kiedy musiała stać na środku i przedstawiać się
całej klasie, już wiedziała, że to rzecz, która będzie się jej
śniła po nocach. Była zdenerwowana, zawstydzona i najchętniej
uciekłaby dokądkolwiek, byleby tylko nie musieć stać przed
wszystkim. Ciężko jej było znieść tyle par oczu wlepionych z
zaciekawieniem w jej osobę. Bardzo ją to peszyło.
– … miło mi poznać was wszystkich! – skończyła wreszcie.
– Dobrze Lucy, dziękujemy. A teraz
usiądź w wolnej ławce pod oknem – nauczyciel uśmiechnął się
do niej przyjaźnie, by dodać jej otuchy. Nie pomogło.
Posłusznie udała się do wskazanego
miejsca. Nadal czuła na sobie spojrzenia innych. Słyszała też
szepty dziewczyn, jednak nie zrozumiała z nich ani słowa. I
dobrze! Wcale nie chciała wiedzieć jakie pierwsze wrażenie
zrobiła. Choć może po prostu bała się. Gdzieś w środku sali
dostrzegła Levy, która pomachała do niej. To trochę poprawiło
jej humor.
Gdy już miała odsunąć krzesło,
zauważyła coś, czego nigdy by się nie spodziewała. Była niemal
w szoku widząc, kto siedzi w ławce przed nią.
Chłopak z rana, ten sam, który ją
uratował, chodził widocznie do tej samej klasy co ona. W dodatku
siedział przed nią na lekcjach! Przez moment przeszło jej przez
myśl, że on ją prześladuje, ale to było przecież niemożliwe.
W końcu to ona się tutaj przeprowadziła.
Obiekt jej rozmyślań znowu ją
ignorował. Oczywiście, jak to miał w zwyczaju, nie spojrzał na
nią nawet przelotnie. Patrzył natomiast w szybę, widocznie
obserwując co dzieje się na dole, na boisku.
Gdy szok minął, Lucy była nawet
zadowolona z miejsca jakie zajmowała. Może uda jej się sprawić,
że w końcu on odezwie się do niej. Bo ona na pewno pierwsza tego
nie zrobi!
Lekcja minęła szybko. Lucy nawet nie
zdążyła się znudzić, bo nauczyciel wciąż zadawał im nowe
przykłady do zrobienia, ale co lepsze, ciągle żartował,
rozbawiając całą klasę. O dziwo, mimo tego wszyscy sumiennie
wykonywali polecenia i nie rozpraszali się. Matematyka nigdy nie
była tak przyjemna jak wtedy.
Jak Lucy się dowiedziała, ich klasa
wszystkie lekcje miała w tej samej sali. Ucieszyło ją to bardzo,
bo znaczyło, że nie będzie musiała błądzić po ogromnym budynku
każdego dnia.
Na przerwie Levy podeszła do niej i
usiadła obok przestawiając swoje krzesełko. Jak Lucy zdążyła
zarejestrować, chłopak siedzący przed nią zdążył się ulotnić.
Nawet nie wiedziała kiedy to zrobił.
Levy zawołała kilku swoich
przyjaciół, dlatego Lucy poznała jeszcze: Erzę, Canę, Juvię,
Natsu i Graya. Piątka ta jednak musiała iść do sklepiku, bo
wszyscy tego dnia zapomnieli/nie chciało im się zrobić drugiego
śniadania, dlatego ponownie zostały same z Levy.
Gdy lekcje się skończyły, Levy
wyprowadziła Lucy z tego labiryntu, za co tamta była jej dozgonnie
wdzięczna. Okazało się też, że ich domy są w tym samym kierunku
i przynajmniej przez część drogi mogły wracać razem. Szły więc
powoli chodnikiem, rozmawiając o wszystkim, jakby znały się od
dawna.
– Tak w ogóle to dzięki Levy, spadłaś
mi z nieba. Nie wiem jak bym sobie dzisiaj bez ciebie poradziła.
– Nie ma sprawy! Lubię pomagać innym.
No, powiedzmy – obie zaśmiały się głośno. – Jeśli jeszcze
będziesz chciała bym pomogła ci w czymś, mów śmiało!
– Sama się o to prosiłaś. Będę o tym
pamiętać.
– W co ja się wpakowałam... – westchnęła i teatralnie przewróciła oczami.
– Wiesz co – powiedziała Lucy nagle. – W sumie chciałabym cię o coś zapytać. Powiedz mi, kim jest
chłopak siedzący na lekcjach przede mną?
Lucy chciała dowiedzieć się
wreszcie jak nazywał się jej „kolega”. Liczyła na to, że
nauczyciele będą sprawdzać obecność i to samo się wyda, ale
najwyraźniej pierwszego dnia darowali sobie tę nudną powinność.
– Kto? – zamyśliła się Levy,
początkowo jakby nie wiedząc kogo tamta miała na myśli. – A! Tak!
Chodzi ci o Lokiego?
– No... właśnie nie wiem jak się
nazywa, dlatego pytam – wyjaśniła inteligentnie.
– Niech pomyślę – zamilkła na chwilę
i przyłożyła palec do ust, myśląc intensywnie. – Tak, przed tobą
na pewno siedzi Loki. To znaczy, bo przecież tego jeszcze nie wiesz,
wszyscy mówią na niego Loki, ale jego prawdziwe imię to Leo.
– Leo, tak? - zapamiętała Lucy. – A co
o nim myślisz?
– To co większość, bo osobiście nie
znam go za dobrze. Raczej ciężko z nim porozmawiać, no i nie
zauważyłam, żeby miał przyjaciół w naszej klasie. W końcu ma
ważniejsze sprawy – powiedziała to lekko krzywiąc się. - Dobrze
się uczy, ale straszny z niego podrywacz. Zawsze kręci się koło
niego wianuszek dziewczyn, a on zmienia je jak rękawiczki. Nie wiem
dlaczego na niego lecą, bo przecież na pierwszy rzut oka widać, że
po prostu wykorzystuje je... chociaż nie, wiem. W sumie jest nawet
przystojny. Ale to chyba tyle. Także raczej nie mam o nim za dobrego
zdania. - Skończyła swoją długo przemowę i popatrzyła
podejrzliwie na Lucy. – A dlaczego pytasz?
Wtedy dziewczyna opowiedziała jej o
tym co wydarzyło się rano w drodze do szkoły. Levy słuchała
uważnie, początkowo trochę nie dowierzając. Jednak gdy Lucy
zaczęła zapewniać ją, że to prawda, początkowo bardzo się
zdziwiła. Powiedziała też, że to, jak później nieprzyjemnie się
zachował było naprawdę nie w porządku i też by ją zdenerwowało.
– I co, spodobał ci się? – Levy puściła
do niej pawie oko. Lucy zarumieniła się lekko i nagle
zainteresowały ją czubki własnych butów.
– No może trochę...
– Radzę ci, uważaj na niego –
ostrzegła ją poważnym tonem. – Niech nie namiesza ci w głowie.
Nie bądź jak te wszystkie panienki. Może i znamy się bardzo
krótko, ale i tak nie chciałabym, żebyś cierpiała.
– A ty?
– Ja? Co ja? - spytała niebieskowłosa
zbita z tropu.
– Jest ktoś, kto ci się podoba? – Lucy
nie wiedziała, czy powinna o to pytać, ale ciekawość wzięła
górę.
Levy nie odpowiedziała od razu.
Widocznie wahała się. Przez chwilę szła nic nie mówiąc, ale w
końcu uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Jest ktoś taki. Chodzi do naszej
klasy, a nazywa się Gajeel Redfox. To on mi się podoba. Ale
przyrzeknij, że nikomu nie powiesz – zatrzymała się i spojrzała
Lucy prosto w oczy.
– Pewnie, przyrzekam! – przysięgła
tamta bez namysłu, nie odwracając wzroku.
CDN
* 3OH!3 – Starstrukk. Nie miałam
pomysłu na piosenkę, a ta była pierwszą, jaką gdzieś tam w tle
usłyszałam... Nieprawda, kłamię. Użyłam jej celowo ^^
***
Witam po przerwie!
Tak jak zapowiedziałam już wcześniej, tym razem postanowiłam napisać trochę dłuższe opowiadanie. Jak widzicie, będę raczej w lżejszym klimacie niż poprzedni oneshot (potrzebuję odpoczynku po tamtym :). Co nie oznacza, że pomiędzy kolejnymi rozdziałami coś nie strzeli mi do głowy i nie napiszę znowu czegoś przedramatyzowanego ;p
W następnej części Paktu Szalonych Dziewic... pakt zostanie zawiązany :) Będzie babsko, plotkarsko i wesoło. Lucy dowie się też o pewnej smutnej historii jednego z jej nowych przyjaciół.
Na koniec uprzedzam, by nie sugerować się pairingami, na jakie wskazuje ten rozdział. Jeszcze wiele może się zmienić ^^
Czemu mam wrażenie, że Lucy nie dotrzyma słowa? Tfu! Lavana, Lavana to nie kaskada nienawiści, by mieć takie głupie podejrzenia.XD
OdpowiedzUsuńChciałam tylko zaznaczyć, że przed "aż" zawsze jest przecinek.Xd Zjadłaś też parę literówek, jednak zwalam to na ten tydzień. Fabuła sama w sobie jest ciekawa i głównie chcę wiedzieć na czym polega ten cały pakt.
Co do Lokiego - LokiXLucy.XD Jesteś oryginalna jak ktoś wprowadzał i Natsu, i Lokiego Lucy zawsze podobał się ten pierwszy.XD
Jestem zmęczona, więc nie wiem co jeszcze napisać... Że Lucy ma podobną orientację w terenie co ja?Xd Nie mogę się doczekać również Juvii...^^
Pozdrawiam Lavana Zoro ;)
Dzięki za zwrócenie uwagi na błędy. Poprawię je później :) Z przecinkami zawsze mam sporo problemów.
UsuńNo mam nadzieję, że fabuła wyjdzie ciekawie, bo nie chciałabym nikogo zanudzić na śmierć :D Pakt będzie podstępny ^^
Właśnie wiem, że zazwyczaj tak jest i Lucy zawsze wybiera Natsu. Lubię Lokiego strasznie i chciałam by w tym opowiadaniu odegrał jakąś większą rolę. Chociaż tak jak zaznaczyłam, nie jest tak, że pairingi są już z góry ustalone. Tzn. nawet jeśli są, to jeszcze wiele może się zmienić. Bo tak będzie ciekawiej xD
Oj tam, ja też nie mam orientacji w terenie i się często w mieście gubię. Chyba że chodzę już jakąś drogą trochę i pamiętam mniej więcej :P
Pozdrawiam! :)
Jejku bardzo mi się podobało. :D Nie mogę się doczekać co będzie z Lucy i Lokim. :D Mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko, bo już nie mogę się doczekać. ^^
OdpowiedzUsuńHehehe :D Będzie się działo, to mogę obiecać ^^ Rozdział planuję dodać tak w przyszły weekend, bo będę miała wtedy sporo wolnego czasu :)
UsuńNapisałam Ci pod łan szotem, że przeczytam inne Twoje wypociny, tak też zrobiłam! :) Póki co, to tylko ten pierwszy rozdział, ale już jestem bardzo ciekawa, co wymyśliłaś. :)
OdpowiedzUsuńLubię opowiadania z FT osadzone w świecie rzeczywistym, sama nie raz myślałam takie napisać, ale jakoś mi nie wyszło. :P
Ciekawa jestem postaci Lokiego. Myślałam, ze zacznie zarywać do Lucy zaraz po tym, jak ja uratował, więc to, ze ja olał to mnie ładnie zaskoczyło. :D
Szkoda, że trochę poszłaś sztampowo jeśli chodzi o Lucy w szkole. W sensie, serio, Levy musiała być ta pierwszą, która Lucy poznała? Wiem, wiem, one się przyjaźnią w mandze i nie mam nic przeciwko temu, ale co czytam opowiadania, to Levy i Lucy zazwyczaj poznają się na samym początku. ^^ Ale to takie już moje narzekanie. Bo nawet jeśli trochę schematycznie wyszło to piszesz takim lekkim stylem, że przyjemnie się czyta i chętnie będę śledzić dalsze losy Lucy. :)
Tak, wiem, że zaczęłam mało oryginalnie, ale liczę na to, że moje kolejne pomysły będą lepsze :)
UsuńLoki jeszcze wszystkich zaskoczy, tego jestem pewna. Pytanie tylko czy miło czy nie :P Jak na razie mogę podpowiedzieć, żeby uwarzenie śledzić to, co mówią o nim inni i to, co robi on sam.
Cieszę się, że przyjemnie Ci się czyta. Nawet nie wiesz jak bardzo dużo to dla mnie znaczy :) Bardzo zależy mi na tym, żeby to opowiadanie było właśnie lekkie i przyjemne. Takie na odstresowanie.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i mam nadzieję, że jeszcze tu zawitasz!
Pozdrawiam!
Ciekawie się zapowiada, nawet bardzo c; fajnie rozwijasz akcję i ogólnie sympatycznie się czyta ;3 No nic, ślę wenę i lecę dalej ^_^
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńMam nadzieję, że kolejne rozdziały też okażą się dla Ciebie ciekawe i będą się podobać.
Pozdrawiam cieplutko! :)