Na zewnątrz zrobiło się ciemno, bo
czarne chmury przysłoniły niemal całe niebo. W oddali słychać
było groźne grzmoty, które z każdą chwilą stawały się coraz
głośniejsze. Zbliżała się burza, to pewne. Lecz nikt nie
spodziewał się, że prawdziwa burza rozpęta się zaraz na dobre i
będzie miała niewiele wspólnego nawet z najgorszą pogodą.
Drzwi gildii otworzyły się z hukiem.
Po chwili weszła przez nie dwójka ludzi. Ale to nie był koniec.
Trzecia osoba została przez nich wniesiona lub można powiedzieć,
że nawet wwleczona. Choć oczy miała otwarte, była blada jak trup
i wyglądała na ledwo żywą. Wydawała się też nie wiedzieć co
się dzieje. Lub może była zbyt słaba by cokolwiek rozumieć? Na
jej ubraniu, które było w potwornym stanie, dało się zauważyć
ślady krwi. Lecz czerwone plamy dostrzec można było również na
jej dłoniach oraz na twarzy. Wyglądało na to, że musiało
wydarzyć się jej coś potwornego.
– Wendy! Jest tu Wendy? Szybko, pomocy!
– krzyczał Droy rozglądając się spanikowany.